Info
Ten blog rowerowy prowadzi 4gotten z miasteczka Stargard. Mam przejechane 30581.47 kilometrów w tym 199.70 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.86 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 45672 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2015, Październik3 - 0
- 2015, Wrzesień3 - 0
- 2015, Sierpień4 - 1
- 2015, Lipiec10 - 18
- 2015, Czerwiec5 - 14
- 2015, Maj15 - 29
- 2015, Kwiecień9 - 43
- 2015, Marzec13 - 58
- 2015, Luty7 - 31
- 2015, Styczeń6 - 33
- 2014, Grudzień3 - 11
- 2014, Październik4 - 10
- 2014, Wrzesień9 - 17
- 2014, Sierpień12 - 73
- 2014, Lipiec15 - 25
- 2014, Czerwiec14 - 18
- 2014, Maj20 - 66
- 2014, Kwiecień23 - 41
- 2014, Marzec17 - 30
- 2014, Luty16 - 59
- 2014, Styczeń29 - 24
- 2013, Grudzień7 - 3
- 2013, Listopad9 - 5
- 2013, Październik9 - 8
- 2013, Wrzesień11 - 20
- 2013, Sierpień15 - 32
- 2013, Lipiec18 - 20
- 2013, Czerwiec10 - 12
- 2013, Maj13 - 16
- 2013, Kwiecień10 - 7
- 2013, Marzec2 - 2
- 2013, Luty3 - 5
- 2012, Listopad1 - 1
- 2012, Październik5 - 10
- 2012, Wrzesień11 - 30
- 2012, Sierpień15 - 24
- 2012, Lipiec14 - 2
- 2012, Czerwiec7 - 6
- 2012, Maj7 - 6
- 2012, Kwiecień5 - 6
- 2012, Marzec16 - 12
- 2012, Luty4 - 3
- 2012, Styczeń2 - 5
- 2011, Grudzień3 - 0
- 2011, Listopad8 - 9
- 2011, Październik6 - 0
- 2011, Wrzesień4 - 0
- 2011, Sierpień10 - 0
- 2011, Lipiec22 - 14
- 2011, Czerwiec10 - 0
- 2011, Maj1 - 0
- 2010, Sierpień7 - 0
- 2010, Lipiec13 - 0
- DST 7.30km
- Sprzęt Speeder
- Aktywność Jazda na rowerze
Junior zhelmetyzowany
Wtorek, 20 maja 2014 · dodano: 21.05.2014 | Komentarze 5
Będąc już na osiedlu doszło do niebezpiecznej sytuacji. Jakiś palant w Renault Scenic nr rej ZST 13WL postanowił wyprzedzić nas na drodze osiedlowej mimo, że z naprzeciwka jechał inny samochód. Nieomal otarł się o mnie. Skończony kretyn zaparkował 100 metrów dalej. Gdyby nie Junior wytłumaczyłbym mu chyba ręcznie co zrobił źle, ale nie chcę uczyć Juniora przemocy, przynajmniej na razie...
- DST 56.72km
- Czas 02:09
- VAVG 26.38km/h
- HRmax 141 ( 77%)
- HRavg 112 ( 61%)
- Kalorie 813kcal
- Sprzęt Speeder
- Aktywność Jazda na rowerze
PRF - 5mm robi różnicę
Wtorek, 20 maja 2014 · dodano: 20.05.2014 | Komentarze 2
Poranna jazda w ramach słuzbowego w-f. Wczoraj zamontowałem nową korbę. Jest śliczna, taka czarna i błyszcząca :-)
Jechało się bardzo dobrze mimo tego, że nogi mam dalej sfatygowane. Gra na turnieju w piatek była co prawda fair, ale pojawiło się kilka sporych sińców na nogach. Nie mam w zwyczaju odstawiać nogi w czasie gry.
Dzisiejszy poranek bardzo przyjemny, dosć ciepło, niemal bezwietrznie. Krótsze o 5 mm ramiona korby robia dużą różnicę. Kręci się o wiele łatwiej. Nie czuć takiego obciążenia kolan. Nie mam czujnik kadencji, ale na pewno tempo kręcenia lekko wzrosło. Nie przeszkadza mi to. Ważne też, że w końcu zapadła błoga cisza, nic nie skrzypi, nic nie trzeszczy. Chociaż jak się okazało wina leżała po stronie i korby, i łożysk.
Pokręcilem się po okolicy zahaczając o Niedźwiedź, a w drodze powrotnej, majać trochę czasu w zapasie, zajechałem jeszcze do Kołbacza.
Od soboty jeżdżę na zestawie czysto niedzielnym. Na 4-Season jeździe się wyraźnie lżej. Koła treningowe zrobione, czekają w serwisie na odbiór.
Z pozytywów trzeba wspomnieć, że forma chyba się poprawia? Średnie tętno w czasie jazd zaczyna się obniżać osiągając poziomy z 2012 roku. Jest dobrze.
Trasy nie nagrywałem, szkoda mi ostatnio eksploatować tlf i jego baterii. Muszę go oszczędzać na poważniejsze eskapady.
- DST 40.22km
- Czas 01:40
- VAVG 24.13km/h
- Temperatura 15.0°C
- HRmax 137 ( 72%)
- HRavg 110 ( 58%)
- Kalorie 679kcal
- Sprzęt Speeder
- Aktywność Jazda na rowerze
Rozjazd
Niedziela, 18 maja 2014 · dodano: 18.05.2014 | Komentarze 0
Pokręciłem trochę dzisiaj, żeby rozruszać mięśnie po futbolowej masakrze w piątek i dobiciu ich wczoraj. Jednak najgorzej dokucza mi spalony słońcem kark i zakola. W piatek na boisku nie było wcale czuć, że słońce tak praży. Mimo wsmarowania w spieczoną skórę przeróżnych maści i balsamów poprawa prawie żadna :-(.
Na DDR nad Miedwie ruch rowerzystów znikomy. Robiąc rundkę przez Niedźwiedź spotkałem na trasie tylko kilku stałych bywalców seniorów. Pogoda dopisała, było dość ciepło.
Wracając do domu zrobiłem jeszcze mikro zakupy przy ul. Kościuszki.
- DST 176.23km
- Czas 06:59
- VAVG 25.24km/h
- Temperatura 15.0°C
- HRmax 160 ( 85%)
- HRavg 123 ( 65%)
- Kalorie 3790kcal
- Podjazdy 701m
- Sprzęt Speeder
- Aktywność Jazda na rowerze
Wolin i Golczewo
Sobota, 17 maja 2014 · dodano: 17.05.2014 | Komentarze 3
Od Wolina jechało się już lepiej. Wiało mocno z boku, ale mogłem przynajmniej trochę się "rozpędzić". Do Golczewa dojechałem drogą ze świetnym asfaltem. Widać, że ciężarówki rzadko tu zaglądają. Skręcając w Golczewie na południe oczekiwałem huraganu w plecy. Niestety, wiatr wyraźnie osłabł i wcale nie pomagał w jeździe jak się wcześniej spodziewałem. Na dodatek droga w dużej części wiodła przez las, który blokował podmuchy. Od Nowogardu sytuacja "dopingowa" się poprawiła. Niebo zaciągnęło się ciemnymi chmurami, a z nimi wrócił wiatr. Otwarta przestrzeń nie blokowała wiatru, który wyraźnie wspomagał moje obolałe członki w dowiezieniu mnie do domu. Przez całą drogę było dość nudno, ale w Dębicach sytuacja się zmieniła. W oddali zobaczyłem kogoś na rowerze. Jako, że dystans malał bardzo powoli, musiał dość szybko jechać. Złapałem go, a raczej ich w Maszewie. Jechali na rowerach podobnych do Speedera: prosta kierownica, wąskie opony na kołach 28". Wyprzedzając ich przywitałem się i pojechałem dalej. Chyba uraziłem ich ego, bo siedli mi na koło i na górce za Maszewem wyprzedzili gnając ponad 35km/h. Teraz zadziałał mój instynkt psa gończego. Ruszyłem za nimi. Ze dwa razy próbowali mnie urwać, ale w końcu odpuścili. Jadąc za nimi zapamiętałem biał koszulkę Krossa jednego znich. Drugi miał czerwoną koszulkę z napisami o jakieś pielgrzymce rowerowej ze Stargardu do Częstochowy i Wilna. Wyglądali na ojca i syna. Również jechali do Stargardu, wracając ze Śniatowa, gdziekolwiek to jest. Na liczniku mieli 156km, o dwa więcej ode mnie.
Wyprzedziłem ich, położyłem się lemondce i zacząłem zjadać batona. Chciałem jeszcze z nimi zagadać, ale kiedy się obejrzałem po jakimś czasie nie było ich widać. Na dłuższej prostej zamajaczyli jakieś kilkast metrów za mną.
W sumie gdyby nie oni, byłbym w domu trochę później, a tak od Dębic jechałem praktycznie cały czas ponad 30km/h. Najpierw ich goniłem, a później ie chciałem , żeby to oni mnie złapali.
Sports Tracker posypał się w trakcie jazdy jeden raz i kilka kilometrów uciekło. Dane z wyjazdu spisane z licznika.
Na trasie spotkałem kilku rowerzystów. Piątkę na szosówkach, którą gonił rowerzysta na rowerze fitness, kiedy przedzierałem się bezdrożami do stacji benzynowej w Wolinie, oraz trójkę kolarzy już za Wolinem. Najpewniej byli to członkowie KS Uznam ze Świnoujścia. Jeden z nich miał charakterystyczną brodę. Oczywiście muszę wspomnieć o dwóch stargardzkich rowerzystach, dzięki którym ostatnie czterdzieści km przejechałem ze średnią 30km/h (w sumie dzięki nim i wiatrowi ;-) ).
W trakcie jazdy zjadłem 4 batony, hot-doga, bułkę z kurczakiem i wypiłem 2 litry izotonika.
- DST 50.06km
- Czas 01:54
- VAVG 26.35km/h
- Temperatura 11.0°C
- HRmax 165 ( 87%)
- HRavg 128 ( 68%)
- Kalorie 1122kcal
- Sprzęt Speeder
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedźwiedź
Wtorek, 13 maja 2014 · dodano: 14.05.2014 | Komentarze 0
Wieczorny wypad do Niedźwiedzia celem nakręcenia km. Przez całą jazdę wiało dość wyraźnie z zachodu. Do Reptowa było spokojnie, jednak po skręceniu w lewo w kierunku Niedźwiedzia zamajaczył przede mną szosowiec, który wyjechał z nowej drogi od Motańca. Postanowiłem trochę go pogonić. I tak zaczęła się jazda ponad 30km/h. Za nic nie mogłem go dojść choć dystans ok. 150 m pomiędzy nami pozostawał niezmienny. Cały czas majaczyła przede mną jego żółta bluza. Pościg trwał az do Kobylanki, gdzie zniknął mi z oczu. W międzyczasie, w Motańcu na hopkach i zakrętach zacząłem tracić go z pola widzenia. Motywacja trochę spadła i po wjeździe na DDR przy Netto dystans chyba się podwoił. W Kobylance ju zgo nie widziałem dlatego zwolniłem. Jazda troche mnie wyczerpała. Na dodatek nie miałem nic do picia. Gardło miałem tak wysuszone, że az mnie piekło z bólu. Wolniejszym tempem, przez Bielkowo i Jęczydół, dojechałem do stacji benzynowej w Morzyczynie, gdzi kupiłem izotonik. Po drodze jeszcze w Bielkowie mignął mi szosowiec w żółtej bluzie. Jechał dość wolno w przeciwnym kierunku. Kask wisiał na kierownicy. Nie wiem czy to był "mój" ścigany, ale ten na pewno wyglądał na zmęczonego.
Na stacji telefon do Kasi, że będę później w domu. Pojechałem przez Kunowo i Skalin. Za Skalinem zorientowałem się, że posypał się Sports Tracker. MUsiał zawiesić się przy stacji benzynowej. Pomógł dopiero restart telefonu. Z powodu awarii wyjazd zapisany w dwóch, niekompletnych kawałkach.
Praktycznie całą drogę niemiłosiernie cykało-skrzypiało przy naciskaniu na lewy pedał. Ewidentnie, przez zaniedbanie, uszkodziłem korbę. Zamówiłem już ładną, czarną Sorę, ale niestety sprzedawca zrealizuje wysyłkę dopiero w piątek i będę ją miał nie wcześniej niż w poniedziałek. Jestem przyzwyczajony do innych standardów, ale poczekam, cena była naprawdę atrakcyjna w porównaniu do oferty CR. Tylko jak tu jechać jakiś mega dystans w weekend hałasującą korbą:-(
- DST 5.60km
- Sprzęt Speeder
- Aktywność Jazda na rowerze
Krótki test bagażnika
Poniedziałek, 12 maja 2014 · dodano: 13.05.2014 | Komentarze 1
Wczoraj poczta dostarczyła mi bagażnik, który wylicytowałem na aukcji. Od dawna szukałem czegoś solidnego i w końcu trafiłem. Od początku celowałem w coś lekkiego i minimalistycznego w formie. Na dodatek miało pasować do raczej szosowego charakteru mojego roweru. Wybór mógł być tylko jeden Tubus Fly. Może jeszcze model Airy, ale to już inny pułap cenowy.
Po godzinnej walce, obróbce pręta mocującego przy pomocy młotka, kombinerek i klucza francuskiego udało mi się zamontować małe cudo. W przyszłości wymienię pręt, bo zaburza trochę ogólna stylistykę. Poprzedni właściciel wygiął go tak fantazyjnie, że nie sposób było wyprostować go bez brutalnego potraktowania ciężkimi narzędziami.
Efekt finalny jest taki:
Nie omieszkałem dopasować od razu sakwy i odbyć krótkiej przejażdżki po osiedlu. Sakwa trzyma się dobrze. Została odsunięta jeszcze bardziej do tyłu. Dzięki temu jest więcej przestrzeni pomiędzy pięta a bokiem sakwy.
Rower z sakwą na nowym bagażniku:
i bez sakwy. Uwielbiam prostotę konstrukcji tego bagażnika.
- DST 46.65km
- Czas 02:01
- VAVG 23.13km/h
- Temperatura 13.0°C
- HRmax 155 ( 82%)
- HRavg 112 ( 59%)
- Sprzęt Speeder
- Aktywność Jazda na rowerze
Kontrolnie
Sobota, 10 maja 2014 · dodano: 10.05.2014 | Komentarze 0
Było lekko poza początkiem. Wjeżdżajac na ul. NIepodległości musiałem ustapić pierwszeństwa rowerzyście na makro-keszu. Ubrany był w drelich, zielona bluza, niebieskie spodnie. Wyglądał jakby wracał ze zmiany w Agrofirmie. Myślałem, że zaraz go łyknę, ale zajęło mi sporo czasu zanim go dogoniłem i wyprzedziłem. Pozory myliły. Na ul. Różanej musiałem odsapnąć i z niepokojem macałem mój pisczel. Na szczęście nie przeszarżowałem na tyle, aby ponownie go uszkodzić. Dalsza jazda była już "emerycka".
- DST 218.00km
- Czas 08:57
- VAVG 24.36km/h
- HRmax 152 ( 80%)
- HRavg 125 ( 66%)
- Kalorie 4724kcal
- Podjazdy 1120m
- Sprzęt Speeder
- Aktywność Jazda na rowerze
Wałcz komunikacyjnie
Wtorek, 6 maja 2014 · dodano: 06.05.2014 | Komentarze 11
Wyruszyłem wcześnie, bo już o 04:30. Musiałem zdążyć na spotkanie o 10:00. Zakładalem średnią dojazdu na 24km/h jednak mocny wschodni wiatr szybko to zweryfikował. Pozostało pilnować pulsometr, żeby się nie nadwyrężyć. W prespektywie czekałęm mnie pworót, musiałem oszczędzać siły. W kierunku Wałcza ruch znikomy. W drodze do celu wyprzedziło mnie tylko ok. 90 pojazdów. Za to w przeciwną stronę ciągnęły istne kawalkady. Najgorzej było kiedy jechało gęsiego kilka "tirów". Produkowały dodatkowe wiry powietrza, które niemal zatrzymywały mnie. W końcu po prawie 5 godzinach byłem na miejscu, średnia 22,5km/h. W czasie drogi byłem tak zdołowany wiatrem i słabym samopoczuciem, że miałem zamiar wrócić pociągiem. Na szczęście z powodu remontu torów na części odcinka kursuje autobus i nie możliwości podróżować z rowerem.
W drogę powrotną przebrałem się w lżejsze ciuchy.. Ściągnąłem biegowe "lajkry" i pojechałem w krótkich spodenkach. Wiatr, mimo, że zmienil kierunek na południowo-wschodni bardzo ułatwił podróż. Poza tym odniosłem wrażenie, że większość drogi do Stargardu była z górki. Na wielu odcinakch jechałem na blacie co w moim przypadku jest rzadkością. Czas to nieco ponad 4 godziny i średnia już lepsza: 26,4km/h bez zbytniego sprężania się. Większość zrobił wiatr i profil trasy.
Mimo, że pokonałem ponad 200km i wiele osób pukało się w głowę, że jazda po DK 10 to śmierć lub kalectwo muszę napisać, że: UWIELBIAM KIEROWCÓW TIRÓW. Gdybym mógł to wyściskałbym ich wszystkich. NIe potrafię tego wytłumaczyć, ale przez całą drogę ani razu nie poczułem się zagrożony poczynaniami kierowców ciężarówek. Kiedy mnie wyprzedzali zachwywali taki odstęp, że w większości przypadków pomiędzy mna, a "tirem" zmieściłaby się jeszcze osobówka. Ani razu nie próbowali wyprzedzać i posłusznie jechali za mną, aż nadarzy się dogodność do bezpiecznego manewru. W pewnym momencie zrobiło mi się aż głupio i kilka razy po prostu zjechałem z jezdni, żeby przepuścić ciężarówki. Na trasie wyprzedziło mnie kilkadziesiąt jeśli nie kilkaset "tirów" i ani razu nie zdarzyło się, żebym się musiał bać. Doszło do tego, że widząc zbliżającego się za mną "tira" czułem ulgę i spokój. Dzisiejsza jazda była przez to bardzo nierzeczywista. Oczywiście emocji jednak nie zabrakło bo postarali się o to kierowcy osobówek, którzy kilka razy wyprzedzili mnie na trzeciego mijając mnie na żyletkę. Ukróciłem to wyjeżdżając niemal na środek pasa jesli jakiś palant juz z daleka zabierał się do takiego manewru. Widać szkoda im było uszkodzić sobie zderzak czy też przednią szybę poprzez wjechanie we mnie i musieli czekać aż ich przepuszczę lub będą mieli wolne z naprzeciwka.
W trakcie jazdy i w przerwach (to nowość) zjadłem 10 batonów i cztery bułki popijając to 1,5 litra isotonika i 0,5 litra wody. Z powodu kataru zdarzyło mi się pociągnąć kilka razy nosem, ale nie wiem czy liczyć to jaką oprzekąskę stałą czy płyn ;-)
Z fotela samochodu trasa, którą pokonałem już dziesiątki razy zawsze wydawał mi się bardziej płaska. W rzeczywistości było sporo hopek.
- DST 80.60km
- Czas 03:27
- VAVG 23.36km/h
- Temperatura 11.0°C
- HRmax 164 ( 87%)
- HRavg 126 ( 67%)
- Kalorie 1930kcal
- Podjazdy 651m
- Sprzęt Speeder
- Aktywność Jazda na rowerze
Panorama x 5
Niedziela, 4 maja 2014 · dodano: 04.05.2014 | Komentarze 9
Nie miałem dzisiaj czasu ani siły z powodu infekcji, żeby pojechać gdzieś dalej. Wymyśliłem sobie, że pojeżdżę w "górach". W Szczecinie Podjuchach jest bardzo wymagający, jak na Nizinę Szczecińską, podjazd do hotelu Panorama. Dotarłem tam najkrótszą drogą. Nie omieszkałem zaliczyć przejazdu moim ulubionym odcinkiem wjazdu do Szczecina, ul. Struga. Katem oka dostrzegłem na przeciwnym pasie jakiegoś szosowca, z którym wymieniłem pozdrowienia. Może był to Wober?
Szybko dojechałem do świateł przy skręcie w ul. Marmurową, początek podjazdu. Zaatakowałem górkę z marszu. Stopień trudności zwiększyły 3 talerze z moich hantli, całe 6,25 kg, które zapakowałem na bagażnik. Początkowe nachylenie szybko zweryfikowało moje możliwości i z przełożenia 39x19 musiałem zmienić na 30x21 żeby się nie zatrzymać i jakoś ciągnąć z mozołem pod górę. Tętno nie przekraczało 150 hr, czyli chyba jest jeszcze zapas. Sprawdzę to, ale dopiero jak już cxałkiem wydobrzeję. Prędkość oscylowała w okolicach 12km/h. Przy zjazdach nie szybciej niż 36-40km/h. Pokonanie podjazdu powtórzyłem 5 razy. W sumie wyszło 6km jazdy pod górę, przewyższenie przy pięciu podjazdach wyniosło w sumie 375 m - sporo, średnio ponad 6 procent nachylenia podjazdu. Góry normalnie;-) Zjeżdżając musiałem cały czas hamować bo fatalny stan asfaltu mógł doprowadzić łatwo do kraksy. Przy ostanim podjeździe cyknąłem końcówkę odcinka.
Po ostatnim razie zrobiłem sobie postój przy hotelu i wciągnąłem, prawie bez gryzienia, dwa batony. Na koniec jeszcze fotka umęczonego Daniela i już zwoziłem swoje zwłoki na dół.
Trasa do domu przebiegła dość szybko, bo było z wiatrem. Na szczęście po drodze nikogo nie musiałem gonić a ni przed nikim uciekać. Poza jednym wyjątkiem. Już w Stargardzie na ul. Kościuszki zobaczyłem rowerzystę w błękitnej bluzie pomykającego na trekingu . Oczywiście przycisnąłem i pognałem za nim. Niestety nie jechał wcale wolno i dużo sił kosztowało mnie, żeby go dogonić, przegonić i na koniec utrzymać dystans. Zniknął mi z oczy przy Rondzie Solidarności. Jakież było moje zdziwienie, gdy kilkanaści sekund po mnie zameldował się przy garażu obok bazy mojego Speedera. Okazało się, że jechał ul. Broniewskiego. Jaki ten świat mały ;-)
Pogoda jest trochę dobijająca. NIe wiem do końca jak się ubrać, przegrzewam się i chyba przez to łapię bezsensowne przeziębienia. NIe miałem takich problemów kiedy jeździłem w zimie przy ujemnych temperaturach.
Oczywiście na trasie nie mogło zabraknąć elementu buractwa. Właściciel Citroena z fantazją zaparkowal na DDR w Kobylance. Od następnego wyjazdu zabieram ze sobą "karne kutasy".
Wykres wysokości w Sports Trackerze w środkowej części trasy wygląda ciekawie.
- DST 84.70km
- Czas 03:22
- VAVG 25.16km/h
- Temperatura 13.0°C
- HRmax 179 ( 95%)
- HRavg 128 ( 68%)
- Kalorie 1945kcal
- Podjazdy 323m
- Sprzęt Speeder
- Aktywność Jazda na rowerze
Tour de Miedwie inaczej
Sobota, 3 maja 2014 · dodano: 03.05.2014 | Komentarze 4
Dzisiaj wyjechałem dopiero ok. godz. 11:00, po zrobieniu sobotnich porządków domowych. Objeżdżałem Miedwie, ale żeby wykręcić więcej km i nie nudzić się w drodze zaplanowałem trasę, której część jechałem pierwszy raz. Jak się okazało w czasie jazdy ostatni. Droga pomiędzy Barnimiem, a Moskorzynem równie złej jakości jak ta pomiędzy Przemoczem, a Maszewem. Na pewno średnio nadaje się na mój rower.
Od początku warunki dyktował mocny północno-wschodni wiatr. Przez większość trasy nie przeszkadzał zbytnio. Większym utrapieniem był dziurawy asfalt choć rekompensowały to widoki. Na zdjęciu bajorko gdzieś pomiędzy Żalęcinem, a Moskorzynem. Obowiązkowo na zdjęciu kwitnący rzepak.
Od Moskorzyna do Pyrzyc jazda bardzo przednia. Wiatr dość mocno ułatwiał jazdę. Wyjeżdżając z Mechowa zdziwiłem się, że jest tam dość spora, podwójna hopka. Ostatnio, kiedy jechałem tamtędy w nocy wydawało się, że jest płasko.
Szybko przedarłem się przez Pyrzyce, gdzie nieomal wjechałem w miejscowego Julinho. Biedaczyna szukał niedopałków na chodniku. Kiedy wypatrzył jeden na DDR tak gwałtownie rzucił się na niego, że prawie wjechałem mu kołem w żebra. Za Pyrzycami tempo spadło, choć nie martwiło mnie to zbytnio. W planie miałem nie przekraczać 130 HR, miałem....
Jechało się znośnie. Trzeba było tylko zachować czujność, bo wiatr czasem motał mną na boki. Na szczęście pobocze na "starej" DK3 jest megaszerokie. Przejeżdżając przez Stare Czarnowo miałem nadzieję, że w jednym ze sklepów uda mi się kupić batona "Skrzat" - źródło mocy Strusia. Niestety, wszytkie sklepiki były zamknięte, za to udało mi się cyknąć fotkę "rewitalizowanej" stacji benzynowej.
Po skręceniu w prawo w kierunku Kołbacza zaczęła się najtrudniesza część jazdy, pod dokuczliwy wiatr. Zwolniłem tempo kontrolując tętno na pulsometrze. Plan zawalił się kiedy jadąc przed Bielkowo spostrzegłem przede mną kogoś na szosówce. Jechał nieśpiesznie, tak, że zbliżałem się do niego dość szybko, dochodząc go na podjeździe za Bielkowem. Był ubrany nietypowo jak na szosowca. Zwykłe buty, pedały z noskami, bluzo-kurtka z kapturem pełniącym w tym przypadku rolę spadochronu hamującego. Do tego bez kasku i okularów. Ot ktoś zaczynający chyba przygodę z szosą. Co chwila zmieniał chwyt nie mogąc zdecydować się jak złapać kierownicę. Kiedy go wyprzedzałem, przywitałem się i pojechałe dalej. Chyba uraziłem jego ego, bo za kilka chwil usłyszałem chrzęst łańcucha i rowerzysta na kanarkowej szosie Felt wyprzedził mnie gnając ponad 30km/h. Z kolei mnie tknęło i ruszyłem w pogoń. Po krótkim pościgu przy prędkości ok. 36km/h mój nowy kolega zaczął tracić rezon. Może myślał, że już mnie odstawił? Spiąłem się i wyprzedziłem go na wysokości leśnego osiedla w Kobylance gnając ponad 30km/h pod wiatr. Pulsometr wariował, tętno ponad 160. Po skręceniu w Kobylance na DDR kolegi już nie widziałem, ale pomyślałem, że przecież moglibyśmy pojechać razem dając sobie zmiany. Zwolniłem i poczekałem aż do mnie dojedzie. Niestety, kolega miał chyba mniejsze pojęcie o jeździe szosowej w grupie niż ja. Za nic nie dawał zmian trzymając się za mną. Może gdybym mu powiedział? Ale ja przecież się nie proszę.
Taka sytuacja trwała aż do bramy ośrodka OSiR. W międzyczasie tempo spadło, bo na DDR pojawiło się mnóstwo nieprzewidywalnych rowerzystów, rolkarzy i pieszych. Obrazu chaosu dopełniali kierowcy samochodów, którzy znienacka przejeżdżali przez DDR chcąc wjechać chyba na samą plażę nad Miedwiem. Przed wjazdem do Werandy pan w fordzie całkowice zablokował DDR. Skończyło się na przyjaznym upomnieniu poprzez klepnięcie w klapę bagażnika. Kolega cały czas trzymał się z tyłu, na moim kole. W końcu zmęczony i przegrzany, cały czas jechałem " na długo" w grubej bluzie, zwolniłem mocno. Kolega zrównał się ze mną, zagadał coś o okularach, że źle się bez nich jedzie. Po moim fortelu wysunął się na przód.
Nie trwało to długo, bo przy okazji wyprzedzania dwóch rowerzystek jadących całą szerokością DDR znowu przepuścił mnie do przodu i jechał już tak aż do skrętu w ul. 9 Zaodrzańskiego Pułku Piechoty (łatwiej Garażową). Wymęczył mnie całkowicie , bo za nic nie chciałem odpuścić i zwolnić bo to przecież nie w moim stylu, żeby wymiękać. Nie wiem jaka będzie moja dyspozycja jutro. Mam w planie trochę dłuższą trasę.
A jak kupię w końcu szosówkę to wszytkim pokażę, taki rower to sam jedzie i to szybko ;-)
W czasie jazdy zjadłem dwa batoniki i popiłem to 0,75 litra wody mineralnej.