Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi 4gotten z miasteczka Stargard. Mam przejechane 30581.47 kilometrów w tym 199.70 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.86 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy 4gotten.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

koła niedzielne

Dystans całkowity:1528.10 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:59:41
Średnia prędkość:25.60 km/h
Maksymalna prędkość:69.70 km/h
Suma podjazdów:5850 m
Maks. tętno maksymalne:198 (109 %)
Maks. tętno średnie:178 (98 %)
Suma kalorii:30533 kcal
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:89.89 km i 3h 30m
Więcej statystyk
  • DST 56.00km
  • Czas 02:05
  • VAVG 26.88km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 133 ( 73%)
  • HRavg 178 ( 98%)
  • Kalorie 1410kcal
  • Aktywność Jazda na rowerze

Niedźwiedź

Czwartek, 4 czerwca 2015 · dodano: 04.06.2015 | Komentarze 0

Z braku laku dobre i te kilka km :-(

Jak ta "czerwona fala" na Szczecińskiej i " święte krowy" na DDR pomiędzy Stargardem i Jęczydołem zabijają średnią ;-) 
A tak w ogóle to w sumie cud, że wyszedłem cało z jazdy na tym odcinku DDR. Przypomniałem sobie dlaczego można tam jeździć tylko wcześnie rano. Wiatr NE skutecznie hamował moje zapędy w drodze powrotnej.



Kategoria koła niedzielne


  • DST 76.90km
  • Czas 02:50
  • VAVG 27.14km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • HRmax 158 ( 87%)
  • HRavg 130 ( 71%)
  • Kalorie 1769kcal
  • Podjazdy 323m
  • Sprzęt Szarak
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tour de Miedwie plusik

Niedziela, 31 maja 2015 · dodano: 31.05.2015 | Komentarze 1

Łyknąłem dzisiaj antybiotyk ostatni raz i wyruszyłem na objazd Miedwia. Wiało dość mocno, ale strategia doboru trasy i kierunku była strzałem w dziesiątkę. Szkoda tylko, że mocy brak ;-) 
Zarośla z prawej strony na "starej" DK3 dość skutecznie osłaniały przed wiatrem.


Wyjeżdżając z Pyrzyc zadzwoniłem do Oskara, żeby już się szykował na rundę. Widok flag łopoczących na korzystnym wietrze podziała motywująco. Bez problemu dało się jechać 30km/h i więcej.



Po drodze rozmyślałem o przegranym rowerowo maju. Z użalania się nad sobą wyrwał mnie machający w moja stronę kolega rowerzysta - Struś, który wybrał się na Tour de Miedwie w wersji mega.


Kategoria koła niedzielne, TdM


  • DST 335.00km
  • Czas 13:35
  • VAVG 24.66km/h
  • VMAX 69.70km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • HRmax 181 (100%)
  • HRavg 139 ( 76%)
  • Kalorie 8402kcal
  • Podjazdy 2965m
  • Sprzęt Szarak
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

W(y)prawka Kaszubska

Sobota, 25 kwietnia 2015 · dodano: 27.04.2015 | Komentarze 13




























Jazda w ramach forumowej imprezki zorganizowanej przez Turystę, wspartej przez innych dobrych ludzi ;-) 
Początkowo deklarowałem się na dłuższy dystans, ale "chorowity" okres ostatniego miesiąca źle wpłynął na przygotowania. 
Do bazy w Izbicy dotarłem dużo później niż planowałem. Zamiast wyruszyć PKP ze Stargardu o 13:30 i ze Słupska dokulać się już rowerem na 18:30, na miejscu byłem dopiero o 01:30 dojeżdżając autem ;-). Oznaczało to znikomą ilość snu, ale przecież maiłem jechać tylko krótszą trasę.
Pobudka o 06:00, miska musli z sokiem na śniadanie, ostanie przygotowania i o ok. 08:15 wyruszyliśmy na trasę improwizując start honorowy z bramy bazy. Zdjęcie Turysty autorstwa nieznanego.

Do Główczyc jazda była bardzo spokojna. Początek przypominał mi MP z ubiegłego roku. Sielanka i spokojne tempo.



Jedynie poziomki uprawiały harce i goniły Tomka, który się rozgrzewał.



W Główczycach krótki postój na przebranie się. Zrobiło się bardzo ciepło i trzeba było zrzucić  trochę odzienia. Po tym zdarzeniu nastąpił start ostry. Z przodu uformowała się grupka w składzie: Turysta, CRL, Tomek, Pająk na poziomce, Olo. Dopełnieniem grupki była moja ociężałość. Mimo, że tempo było zacne postanowiłem nie odpuszczać. Po pierwsze czułem się całkiem nieźle mimo alarmującego dźwięku pulsometru, po drugie z braku nawigacji wolałem trzymać się grupy, a po trzecie nie chciałem jechać w grupetto ;-) Przy jeziorze Żarnowieckim robimy krótki postój. Dojeżdża wtedy do nas Keto z "czasowcem". Wkrótce powiększona grupa walczy z pierwszym podjazdem, na którym Olo przeprowadza atak szczytowy i wyprzedza niemal wszystkich poza Tomkiem. 
Do Pucka tempo było całkiem niezłe. Średnio powyżej 29km/h.

Na DDR, która biegnie śladem trasy kolejowej jest nawet czas na samojebki. Jest super, cała naprzód, nas nie dogoniat, jest moc. Tak mi się przynajmniej wydawało, ale do czasu :-)



Jednak po skręceniu na południe zaczęła się gehenna. Bardzo mocny wiatr skutecznie hamował nasze zapędy. Dochodzi do podziału. Mocniejsza grupka odjeżdża a ja, Olo i Keto męczymy się walcząc z wiatrem. Za nami toczy się jeszcze Pająk.
Przy sklepie, bodajże w Darżlubiu, robimy postój, żeby ochłonąć. Daje to jakie takie efekty. Po 10 minutach moje tętno to już niewiele ponad 130 ;-)    



Można jechać dalej. Przez lasy docieramy do Wejherowa. Cień daje ukojenie, a drzewa powstrzymują wiatr. Można trochę odpocząć.



Po drodze znika gdzieś Pająk i z kolejnym poważniejszym podjazdem zmagam się wraz Olem i Keto.
Dalsza droga to niekończąca się jazda pod wiatr i nieskończoność hopek. Zaczynają łapać mnie skurcze, czuję, że boli mnie tyłek, który nie wiedzieć czemu jest już odciśnięty i obtarty. Jest to dla mnie nowe doświadczenie - bardzo nieprzyjemne. Na domiar złego zaczyna boleć mnie lewa łydka, pamiątka po nocnej rundce sprzed roku oraz dokucza prawy bark. Głowa jakaś taka ciężka, kark staje się coraz bardziej obolały. Kilka razy mam zamiar odpuścić, ale wiem, że to oznaczałoby szukanie najkrótszej drogi do bazy. Do tej pory jeździłem często asekuracyjnie, pilnując wskazań pulsometru, ale dzięki tej jeździe wiem, że można zdziałać dużo więcej, wystarczy chcieć. Co prawda wiele razy zaczynam widzieć "światełko w tunelu", ale zaciskam zęby i prę do przodu niczym guru jazdy siłą woli - Wąski. W międzyczasie doganiamy Księgowego, który miał własną koncepcję na trasę ;-) Przez jakiś czas jedziemy razem. Zatrzymujemy się w Sianowie po picie, bo w bidonach sucho. Przed odjazdem Księgowy chwyta moment kiedy ciężko zbieramy się do dalszej drogi.



Wkrótce jednak znowu jedziemy we trójkę, Księgowy zostaje. Po drodze chwyta nas w kadr Michał Z, który przyłączył się do grupy dobrych ludzi wspierających wyprawkę. Poniżej kilka zdjęć z drugiej setki jego autorstwa. 



Końcówka przed Wieżycą trochę lżejsza. Sam podjazd do punktu pokonany bezproblemowo. Olo ponownie wyrywa do przodu i zdobywa punkty na górskiej premii. Widok kampera i Cinka z familią wywołuje banana na mojej twarzy. W końcu dojechałem do mety i mogłem rozkoszować się makaronem. Dołożyłem do tego 4 kawałki ciasta oraz kawę.



Czułem się zadowolony, że jednak dotarłem do punktu. Niemalże rozpierała mnie duma, ale to co wypchało mi brzuch to były raczej specjały serwowane pod Wieżycą oraz litr płynów wchłonięty błyskawicznie.



Zgodnie z planem, cięższy chyba o 2 kg, o godz. 19:00 wyruszam z Olem w kierunku bazy. Wcześniej odziałem rękawki i nogawki i zamontowałem światełka oraz odblaski.



O ile nogawki były ok to rękawki się nie sprawdziły. Materiał, z którego były wykonane nie grzeszył elastycznością i w zgięciach łokci poodciskał mi irytujące bruzdy. 
Ostatnie 106 km to już spokojna jazda z Olem. Tętno się uspokoiło i nie przekraczało 125. Nie mogłem trafić lepszego towarzysza jazdy. Reprezentowaliśmy w miarę podobny poziom przygotowania fizycznego z lekką przewagą Olka, którą było widać na hopkach. Nie wspomnę już nawet o jego GPS, dzięki któremu nie musiałem tracić czasu na nawigowanie przy pomocy "cueshita" oraz mapy. Ostania 1/3 trasy była bardzo płaska w porównaniu z częścią przed Wieżycą. 
Do bazy dojechaliśmy przed północą. Czas brutto przejazdu wyniósł 15h 30min.
Jeszcze nigdy nie zmordowałem się tak na rowerze. Warto było: dla ludzi trasy i własnego zadowolenia. Wyprawka uwidoczniła moje słabości. Mam jeszcze na szczęście dużo czasu, żeby przygotować się do MP, dlatego nie powinno być wpadki. Szczerze mówiąc zlekceważyłem Kaszuby. Myślałem, że to tylko jakieś pagórki i tyle. Rzeczywistość zmasakrowała mnie okrutnie i pokazała moje miejsce w szeregu. Na szczęście nie zrealizowałem planu, żeby na trasę w sakwie zabrać hantle. No bo przecież trzeba jakoś zwiększyć stopień trudności na "lajtowej" trasie.
Teraz nie pozostaje mi nic innego jak zorganizować tygodniowe zgrupowanie "górskie" w Szczecinie pod Panoramą i poćwiczyć podjazdy.
Na trasie wypiłem 2,25 litra izotoników, 1,5 litra coli, 0,25 litra "tymbarku" jabłko-mięta i 1 litr wody oraz kawę.
Zjadłem paczkę kabanosów, loda, wielką porcję makaronu, 4 kawałki ciasta, 5 bananów i 5 batonów. Niestety, ale zlekceważyłem sprawę suplementacji i nie zaopatrzyłem się w "shoty" magnezowe, co przypłaciłem na trasie lekkimi skurczami.
Sprzęt dał,radę. Przełożeń wystarczyło, martwi mnie jedynie luz na sterach, którego w żaden sposób nie mogę zlikwidować. Rozważam również wymianę kierownicy na szerszą, być może rozwiązałoby to problem bolącego barku? Muszę też obniżyć siodełko. Najprawdopodobniej to było przyczyną lekkiej masakry pośladków. W grę wchodzi wymiana na węższe, ale to się jeszcze zobaczy.
Impreza ze wszech miar udana. Osiągnąłem zamierzone cele, zostałem sprowadzony do parteru i zamierzam zajechać się znowu jeśli tylko Turyście będzie się chciało zorganizować kolejny Maraton Turysty ;-)



Dziękuję Turyście za przednia imprezę, Cinkowi z familią i Michałowi za wsparcie logistyczno-fotograficzne. Uczestnikom za wspólną jazdę i świetną atmosferę, a w szczególności Keto i Olowi  za motywację do jazdy i bezbłędną nawigację.
Trasa poniżej.

W ramach ciekawostki, dzięki funkcji Stravy - Flyby, można oglądnąć jak wyglądały zmagania na trasie. Przez całą drogę byłem przyklejony do kolegi Olka, dlatego jego pozycja równa się mojej KLIK




  • DST 85.24km
  • Czas 03:09
  • VAVG 27.06km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • HRmax 166 ( 91%)
  • HRavg 132 ( 72%)
  • Kalorie 2055kcal
  • Sprzęt Szarak
  • Aktywność Jazda na rowerze

Banie bystro

Wtorek, 14 kwietnia 2015 · dodano: 14.04.2015 | Komentarze 6

Do Bań mordęga pod wiatr, średnia poniżej 24km/h. Powrót to już zupełnie inna bajka.


Zdjęcie autorstwa mieszkańca Bań, do czasu poważnego wypadku, miłośnika dwóch kółek. W tle miała znaleźć się kaplica, ale to może następnym razem;-)




  • DST 69.97km
  • Czas 02:43
  • VAVG 25.76km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 300m
  • Sprzęt Szarak
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tour de Miedwie i test błotników

Niedziela, 29 marca 2015 · dodano: 29.03.2015 | Komentarze 11

Prognozy pogody zapowiadały na niedzielę opady deszczu - wymarzona aura na test błotników i chlapacza samoróbki. Przed samym wyjazdem poprawiłem mocowania tylnego błotnika i w drogę. Wyruszyłem dopiero po 13:30, musiałem dostosować się do reszty rodziny. Było dość ciepło, nie padało, choć jezdnie były mokre po porannych deszczach. Mocny wiatr zmusił mnie jednak do założenia kurtki przeciwdeszczowej. 
Sielanka trwała do Lipnika. Tuż po minięciu skrzyżowania rozpętała się deszczowa nawałnica. Hektolitry wody gnane wiatrem siekały mi wiatr, było ciężko utrzymać się na rowerze. Na kładce nad S-10 (zmieniono z S-3 - dzięki Trendix za uwagę) rzuciło mnie na barierkę. Ratowałem rower przyjmując uderzenie na bark ;-)
Momentalnie DDR zamieniła się w rwący strumień. Chlapacz na niewiele się zdał. Strugi wody wylatujące spod przedniego koła zatrzymałaby tylko osłona przeszczepiona z Jawki Pancerki ;-) Na szczęście takie opady to rzadkość i na co dzień chlapacz powinien wystarczyć. Mimo wszystko będę musiał zaopatrzyć się w nowe ochraniacze, żal było patrzeć jak buty pokrywały się błotem.
W Morzyczynie mijam Strusia, on wraca już do domu i będzie się mógł wkrótce osuszyć. Nie zatrzymuję się, bo mnie czeka jeszcze sporo km rowerowego masochizmu w tych warunkach. W Kobylance wyprzedza mnie, jadąc asfaltem, chyba prezes STC. Widać nie unika takich warunków, no ale jak się chce zostać ultrasem...
W drodze do Kołbacza zjeżdżam na CPR i focę moje nowe dodatki rowerowe: błotnik przedni z chlapaczem - 



blotnik tylny - 



Jazda do Starego Czarnowa upływa pod znakiem jazdy pod wiatr. Z pokorą przyjmuję warunki, nie mam siły żeby się sprężać. Do Pyrzyc warunki niewiele się zmieniają chociaż czasem nawet pokazuje się słońce; i tyle z mojego testowania błotników. Mimo tego warunki nie są najlepsze dlatego wyraz zadowolenia nie schodzi mi z twarzy. 



Na starej DK3 jezdnia miejscami wygląda tak jakby tam nie padało, no ale w końcu po burzy szosa sucha ;-) Przy okazji kolejna samojeb_a.



Do Pyrzyc ledwo dociągam średnią prędkość 24 km/h. Po nawrotce na rondzie przychodzi czas na spicie śmietanki. Od tego momentu wiatr pcha mnie do domu i mimo, że jestem w kiepskiej formie prędkość praktycznie nie spada poniżej 30km/h często pokazując wartości pomiędzy 35 i 40. Widząc te flagi po przejechaniu torów na wyjeździe z Pyrzyc wiedziałem, że będzie jazda ;-)



Dojeżdżając na "dzielnię" odwiedziłem jeszcze myjnię, żeby potraktować Szaraka strumieniem wody. Przy okazji zamieniłem kilka słów z "menadżerem", który również podziela rowerową pasję. Szarak umyty więc na koniec można było zrobić nowa profilową "słitfotkę" Dobrze, że szosowcy nie są ekstremistami, bo za taką profanację szosówki mógłbym stracić głowę ;-) Na zdjęciu dzielnie prężą się błotniki i błyszczą nowe opaski odblaskowe. Szarak być może zyska trochę na wyglądzie po wymianie przedniej obręczy.



A co to będzie jak z tyłu zagości bagażnik z sakwą?
Mimo infekcji jakoś się kręciło. Nie przeszkadzał nawet brak pulsometru. Być może dorosłem do jazdy bez podpowiedzi?




  • DST 55.00km
  • Czas 02:07
  • VAVG 25.98km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Sprzęt Szarak
  • Aktywność Jazda na rowerze

Niedźwiedź i mało co nieco

Sobota, 28 marca 2015 · dodano: 28.03.2015 | Komentarze 2

Małe co nieco przy sobocie. Z powodu infekcji sił brak, ale chęci są ;-) Przed wyjazdem postanowiłem zlikwidować lekki luz na sterach. Sprawa wydawał się prosta,a jednak ją skomplikowałem. Odkręciłem jedną śrubę za dużo i jakaś nakrętka wpadła do wnętrza widelca. Canyon zastosował jakiś dziwny system zamiast gwiazdki, stąd moje kłopoty. Skończyło się na demontażu kierownicy, widelca i leżeniu w garażu na plecach z widelcem do góry nogami, żeby jakoś skręcić nakrętkę ze śrubą. Ofiara moich poczynań została plastikowa osłona sterów, którą niemal przebiła główka śruby do niwelowania luzów przekręcona za mocno. Cała zabawa zajęła mi ponad 75 minut i już nie miałem czasu na objazd Miedwia.
Pojechałem najkrótszą drogą do Niedźwiedzia klucząc trochę, żeby podokręcać km. W mieście zobaczyłem dwóch rowerzystów. Ja jechałem Szczecińską, oni wybrali 11 listopada i Aleję Żołnierza. Spotkałem ich ponownie na początku DDR koło biedronki. Przez jakis czas jechałem za nimi, ale w końcu ich wyprzedziłem, bo jednak jechali zbyt wolno.



Przy skrzyżowaniu na Jęczydół wyjechał z bocznej szosowiec z lemondką. Przez moment myślałem nawet, że to król BS, ale co on mógł tu robić. On z kolei jechał za szybko. Grzałem się zbytnio trzymając jego tempo. Poz robieniu dokumentacji fotograficznej odpuściłem i kręciłem swoje wirusowe.



Jadąc przez Reptowo, Motaniec i Niedźwiedź pojechałem "ósemkę" i skierowałem się do bazy. Żeby wydłużyć trochę drogę ruszyłem na Giżynek. Na Spokojnej spore wykopaliska. 



Jako, że samopoczucie było w miarę ok, dokręciłem kilka km zaliczając przejazd nowym odcinkiem DDR na Metalowej za Cargotec. Muszę przyznać, że to najlepsze wykonanie DDR w mieście. Okazuje się, że jednak można osadzić krawężniki tak, żeby nie wystawały na przejazdach ponad jezdnię.



Stamtąd już bez kluczenia prosto do domu.
Wyjazd był okazją do przetestowania na sucho nowych błotników.  Trzymały się dzielnie całą drogę, nie luzując się, ani nie wydając żadnych dźwięków. Szkoda, że nie udało się kupić SKS RB Long :-( Jednak te po drobnych modyfikacjach też dadzą radę. Na dodatek tylny błotnik, mimo, że mocowany na sztycy da się pogodzić z montażem Fly.
Ma nadzieję, że jutro popada, bo będę mógł przetestować chlapacz przedniego błotnika wykonany  z butelki po płynie do spryskiwaczy.
Drugi raz z rzędu zapomniałem pulsometru.

Poniżej trasa nakreślona w RwGPS.







  • DST 56.56km
  • Czas 02:11
  • VAVG 25.91km/h
  • Sprzęt Szarak
  • Aktywność Jazda na rowerze

PRF

Piątek, 27 marca 2015 · dodano: 27.03.2015 | Komentarze 0

Poranna jazda w ramach w-f. Obrałem kurs na Stare Czarnowo nie wysilając się zbytnio, a to za sprawą jakiegoś wirusa, który dopadł w tygodniu mnie i Juniora :-( Początkowo było niemal bezwietrznie i pochmurno. W oddali majaczył południowo-wschodni skraj Puszczy Strusiowej.



Do Starego Czarnowa dojechałem "starą" DK3, powrót już przez miejscowość. W międzyczasie pokazało się słońce i ożywił wiatr. Na szczęście był SSW więc pchał mnie do bazy.



Za Zieleniewem natknąłem się na Pana z choinką. Widać, że święta za pasem ;-)

W weekend planowałem zrobić ambitniejszą trasę, ale z tego raczej nici, może coś w niedzielę? Przez święta, następna okazja będzie dopiero za dwa tygodnie :-(
Szarak wkrótce otrzyma nową obręcz na przednim kole, prawie identyczną jak ta w tylnym, tyle, że zwykłą, symetryczną. Z tyłu w końcu zagości Tubus, bo w przyszłym tygodniu powinienem mieć już nowe mocowanie, które będzie współgrało z ramą Szaraka, a w szafie czekają na przymiarkę nowe błotniki, choć cudem świata nie są. Za to mają potencjał do przebudowy ;-)




  • DST 74.75km
  • Czas 02:50
  • VAVG 26.38km/h
  • VMAX 37.00km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • HRmax 167 ( 92%)
  • HRavg 125 ( 69%)
  • Kalorie 1323kcal
  • Podjazdy 300m
  • Sprzęt Szarak
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Wawa VIII - rundka z Wilkiem

Środa, 18 marca 2015 · dodano: 18.03.2015 | Komentarze 1

Na dzisiaj miałem zaplanowaną intensywną rundkę na dystansie ok 50km. Jednak zmieniłem plany za sprawą Wilka, który zaproponował wspólna jazdę. Umówiliśmy się w pobliżu stacji PKP Rembertów. Odczuwając jeszcze skutki weekendu łyknąłem szybko magnez, dołożyłem do tego dwie kapsułki Endugenu ( w końcu to zgrupowanie ;-) rozmasowałem obolałe uda i wyruszyłem na spotkanie. W międzyczasie przestawiłem górną granicę strefy w pulsometrze na 165, żeby uniknąć odpowiedzi na niewygodne pytanie kiedy zacznie włączać się alarm; w sobotę Tomek pytał czy nie jakiegoś GPS ;-)
Po zjechaniu się od razu wyruszyliśmy na trasę. Przez Wesołą dojechaliśmy do Zakrętu i wjechaliśmy na DK 17. Dzięki szerokiemu poboczu można było jechać obok siebie, nie chciałem siedzieć Wilkowi na kole, jak to czyniłem w sobotę z Tomkiem, ale kilka razy nie udało się tego uniknąć, bo np na DW 637 brakowało pobocza, a ruch był duży ;-)



Na drodze lubelskiej trochę się zziajałem. Dość szybka jazda pod wiatr doprowadziła kilka razy do tego, że jednak alarm się włączył, ale szum wiatru był na tyle intensywny, że pikanie ledwie było słychać. Wybawienie przyszło, i to kilka razy, ze strony Wilka, który chyba już tradycyjnie kilka razy zmieniał ustawienia w rowerze. Tym razem padło na siodełko. Przy okazji Wilk rzucał okiem na Szaraka być może zainteresowany w przyszłości kupnem podobnego.
Na szczęście po zjechaniu z DK 17 w kierunku Otwocka rozpoczęła się jazda z wiatrem i już wiedziałem, że zawał mi dzisiaj nie grozi ;-) Ruch był spokojniejszy wiec była okazja do pogadania o okołorowerowych tematach. Na rozmowach jazda upłynęła dość szybko i po niespełna 3 h i 67 km mojej trasy pożegnałem się z Wilkiem przy stacji PKP Warszawa Anin. Szybki rzut oka na licznik spowodował, że postanowiłem dobić do średniej powyżej 26km/h. Ostanie 7 km to jazda w okolicach 32-37km/h. Udało się ;-) Niestety pulsometr definitywnie odmówił współpracy. Przez słabą baterię zatrzymał pomiar w trakcie jazdy i już nie ruszył :-( Dane pochodzą z 2h 20 min.

Poniżej trasa. Myślę, że wyrysowana poprawnie.




  • DST 51.65km
  • Czas 02:09
  • VAVG 24.02km/h
  • VMAX 34.00km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • HRmax 134 ( 74%)
  • HRavg 113 ( 62%)
  • Kalorie 851kcal
  • Sprzęt Szarak
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wawa VI - Wiązowna przez DW 721

Niedziela, 15 marca 2015 · dodano: 15.03.2015 | Komentarze 0

Po wczorajszej masakrze dokonanej na moich mięśniach musiałem się trochę rozruszać. Przygotowania do wyjazdu musiałem rozpocząć już dzień wcześniej zakupem nowych okładzin do hamulców. Poprzednie błyskawicznie się zużyły po wczorajszej jeździe, a nie chciałem hamować nowej obręczy obudową wsuwki. Przy okazji zakupów w Decathlonie dorzuciłem do koszyka dętkę i dwa isostary w puszce. Wypiłem je chybcikiem i siedziałem przy kasach jeszcze co najmniej kwadrans, bo ciężko było mi się ruszyć.
Dzisiaj odczekałem do wczesnego popołudnia aż drogi wyschną i ok. 13:30 wyruszyłem na pętelkę. Pojechałem w kierunku Długiej Szlacheckiej zaliczając przejazd przez Wesołą i Sulejówek. Przy stacji PKP Sulejówek-Miłosna jeden kierowca wymusił pierwszeństwo na mikro-rondzie jadąc na dodatek pod prąd. Więcej negatywnych zdarzeń drogowych nie odnotowałem ;-) Przez Halinów dojechałem do DK2 i zaliczyłem krótki przejazd po CPR.



Na szczęście było tego tylko kilkaset metrów ponieważ zaraz uciekłem na DW 721 kierując się na Wiązowną. Dojeżdżając tam moją uwagę zwrócił krzyż na niewielkim wzniesieniu. Okazało się, że to miejsce jest mocno związane militarnie z historią tych ziem i stanowiło część Ufortyfikowanego Odcinka Wiązowna.

 

Stamtąd już najkrótszą drogą ruszyłem do bazy zaliczając kilkukilometrowy przejazd DK17. 
Przez całą jazdę pilnowałem, aby tętno nie przekroczyło 120. Przy jeździe pod wiatr przekładało się to na prędkości rzędu 21-24km/h, a po nawrocie znacznie wzrosły za sprawą bardzo korzystnego wiatru. 
Poniżej trasa.





  • DST 201.67km
  • Czas 08:11
  • VAVG 24.64km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • HRmax 169 ( 93%)
  • HRavg 140 ( 77%)
  • Kalorie 5614kcal
  • Podjazdy 770m
  • Sprzęt Szarak
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wawa V - ławeczka i gminobranie z Tomkiem

Sobota, 14 marca 2015 · dodano: 14.03.2015 | Komentarze 11

Umówiona wcześniej jazda gminobraniowa. Z powodu aury frekwencja nie była najwyższa, ale stawił sie Tomek, pomysłodawca, no i ja. W sumie nie mogło mnie zabraknąć, bo przejażdżka została zorganizowana niejako z okazji mojego pobytu w Wawie ;-) Było zimno, mokro, wiało okrutnie ze wschodu. Jednak towarzystwo rekompensowało trudy. Zwłaszcza, że Tomek dość często użyczał mi koła holując pod wiatr. Między innymi stąd średnio wiedziałem gdzie jedziemy bo nader często oglądałem sposób łączenia chlapacza z błotnikiem przy jego tylnym kole. Wiem na pewno, że byliśmy w Wilkowyjach, czyli Jeruzalu, gdzie nie obyło się bez zdjęcia na ławeczce.



Już w samej Warszawie Tomek pomógł mi jeszcze przedostać się na drugi brzeg Wisły gdzie znajduje się moja baza. Bez jego pomocy miałbym pewnie kłopot, żeby przejechać Trasą Siekierkowską na prawobrzeże.



Jako, że miało być zrobione 200km, to w Rembertowie, przy myjni obok przejazdu odbiłem w prawo i przez Wesoła dotarłem do stacji PKP w Sulejówku, gdzie zawróciłem. Ostatnie 20km jechałem 55 min, ale warto było ;-) Przed powrotem do bazy umyłem jeszcze Szaraka we wspomnianej wcześniej myjni..
Wypiłem 0,5 litra wody. Zjadłem 3 Knoppersy i 5 batonów musli. Teraz, kiedy to piszę, zdążyłem już zjeść pokaźną paczkę kabanosów i paczkę pieczywa Waza ;-) Dodatkowo , zużyłem całe tylne okładziny. Końcówkę trasy jechałem hamując chyba trochę obudową wsuwek :-( 
Jazda była oczywiście ponad moje możliwości, ale jak to mawia pewna niewiasta " charakter nie zrobi się sam" . Ściągając z siebie kilogramy ubłoconych i nasiąkniętych wodą ciuchów doszedłem do wniosku, że nie warto odsuwać w nieskończoność zakupu błotników. 

Poniżej trasa wyrysowana w RwGPS