Info
Ten blog rowerowy prowadzi 4gotten z miasteczka Stargard. Mam przejechane 30581.47 kilometrów w tym 199.70 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.86 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 45672 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2015, Październik3 - 0
- 2015, Wrzesień3 - 0
- 2015, Sierpień4 - 1
- 2015, Lipiec10 - 18
- 2015, Czerwiec5 - 14
- 2015, Maj15 - 29
- 2015, Kwiecień9 - 43
- 2015, Marzec13 - 58
- 2015, Luty7 - 31
- 2015, Styczeń6 - 33
- 2014, Grudzień3 - 11
- 2014, Październik4 - 10
- 2014, Wrzesień9 - 17
- 2014, Sierpień12 - 73
- 2014, Lipiec15 - 25
- 2014, Czerwiec14 - 18
- 2014, Maj20 - 66
- 2014, Kwiecień23 - 41
- 2014, Marzec17 - 30
- 2014, Luty16 - 59
- 2014, Styczeń29 - 24
- 2013, Grudzień7 - 3
- 2013, Listopad9 - 5
- 2013, Październik9 - 8
- 2013, Wrzesień11 - 20
- 2013, Sierpień15 - 32
- 2013, Lipiec18 - 20
- 2013, Czerwiec10 - 12
- 2013, Maj13 - 16
- 2013, Kwiecień10 - 7
- 2013, Marzec2 - 2
- 2013, Luty3 - 5
- 2012, Listopad1 - 1
- 2012, Październik5 - 10
- 2012, Wrzesień11 - 30
- 2012, Sierpień15 - 24
- 2012, Lipiec14 - 2
- 2012, Czerwiec7 - 6
- 2012, Maj7 - 6
- 2012, Kwiecień5 - 6
- 2012, Marzec16 - 12
- 2012, Luty4 - 3
- 2012, Styczeń2 - 5
- 2011, Grudzień3 - 0
- 2011, Listopad8 - 9
- 2011, Październik6 - 0
- 2011, Wrzesień4 - 0
- 2011, Sierpień10 - 0
- 2011, Lipiec22 - 14
- 2011, Czerwiec10 - 0
- 2011, Maj1 - 0
- 2010, Sierpień7 - 0
- 2010, Lipiec13 - 0
- DST 63.70km
- Czas 02:26
- VAVG 26.18km/h
- Temperatura 31.0°C
- HRmax 174 ( 96%)
- HRavg 131 ( 72%)
- Kalorie 1458kcal
- Sprzęt Speeder
- Aktywność Jazda na rowerze
Przy niedzieli
Niedziela, 20 lipca 2014 · dodano: 20.07.2014 | Komentarze 1
Krótka jazda w czasie drzemki Juniora. Dość gorąco i duszno, 2 bidony picia ledwo wystarczyły na cała jazdę. Na Miedwiem istny najazd Hunów. Samochody zaparkowane gdzie tylko się da, szkoda trawników i skwerków.
Na trasie spotkałem całkiem sporo rowerzystów. Kilka razy nie wytrzymałem i przyśpieszałem, żeby dogonić jakiegoś rowerzystę jeśli zamajaczył przede mna. W ten sposób moją ofiarą padło trzech "szoszonów" i jeden "góral". Tylko jeden dał mi satysfakcję z wyprzedzenia go. Ustrzeliłem go moja "komórką" Pozostali, co często się zdarza wtakiej sytuacji, nagle musieli się zatrzymać, żeby się napić, bądź mieli niespodziewane kłopoty techniczne. W przypadku "górala" na białym MTB w stroju Saxo Bank skończyło się rzekomym zjazdem do ogródków działkowych na wyjeździe z Kołbacza. Nie dał mi okazji powalczenia na górce. Kiedy go minąłem przy ogródkach zawrócił i jechał już za mną. Nie wiem o co im chodzi. Jeśli mnie ktoś wyprzedza to staram się pociągnąć za nim jakiś czas i jeśli nie daję rady to odpuszczam...Zabijają ducha rywalizacji ;-)
Dystans krótki i nie za ostry, bo jutro wyjazd do Szczecina, a pojutrze gminobranie z MIchussem. W sumie grubo ponad 300km.
- DST 85.37km
- Czas 03:23
- VAVG 25.23km/h
- Temperatura 28.0°C
- HRmax 163 ( 90%)
- HRavg 124 ( 68%)
- Kalorie 1811kcal
- Sprzęt Speeder
- Aktywność Jazda na rowerze
Do Goleniowa po chwyty
Piątek, 18 lipca 2014 · dodano: 18.07.2014 | Komentarze 1
Dalsza droga upłyneła już bez przygód. W samym Goleniowie zjechałęm na pobocze, żeby przepuścic ciężarówkę, która kilka razy zabierała się , żeby mnie wyprzedzić, ale ruch z naprzeciwka był za duży.
W samym sklepie okazało się, że rogi wyglądają całkiem ok, jednak wydały mi się trochę zbyt słabo rozbudowane i obawiałem się, że nie będą dość skutecznie dawać wsparcia moim dłoniom. Druga wada, która uwidoczniła się podcza oględzin to zaślepiony koniec. Potrzebuję chwytów, które nasunę na kierownicę i zrobię jeszcze miejsce na moje rogi. Będę szukał dalej.
Droga powrotna niemal identyczna, z tym, że z Żarowa pojechałem do Stargardu przez Grzędzice i Lipnik. Zajechałem jeszcze do sklepu na os. Zachód, ale mieli tylko zwykłe, nie przykręcane chwyty. Tam tez okazało się, że Sports Tracker posypał się i przestał rejestrować trasę tuż za Żarowem. Dużym minusem tej aplikacji jest to, że pomimo braku sygnału z satelity czas "leci" dalej i fałszuje dane dot. prędkości średniej. Dane spisałem z licznika.
Zjadłem jedną drożdżówkę kiedy odcięło mi prąd przed Tarnowcem. Wypiłem 1,6 litra izotonika. Picia było na styk. Przy tych temperaturach dwa bidony powyżej 80-90 km to dla mnie za mało.
- DST 92.90km
- Czas 03:36
- VAVG 25.81km/h
- Temperatura 26.0°C
- HRmax 168 ( 92%)
- HRavg 128 ( 70%)
- Kalorie 2094kcal
- Sprzęt Speeder
- Aktywność Jazda na rowerze
Tour de Miedwie ?
Czwartek, 17 lipca 2014 · dodano: 17.07.2014 | Komentarze 3
Chyba poraz pierwszy nie zaplanowałem trasy przed wyjazdem. Chciałem jedynie pojechać w kierunku Szczecina i sprawdzić przejazd nad A6/S3 na ul. Tczewskiej, niemalże kultowe wrota stargardzkich rowerzystów w drodze do Szczecina ;-)
Jazda szła dość mozolnie. W dalszym ciągu odczuwam skutki przeziębienia, którego nabawiłem się na weselu. Klimatyzacja na sali dmuchała tak mocno, że niemal urywała głowę, ale cóż począć, dobro ciast z kremem było najważniejsze :-(. Dodatkowym utrudnieniem była jazda na kołach treningowych, o których niemalże zapomniałem. Szybko do nich wróciłem kiedy zobaczyłem jak mocno zużyłem już opony niedzielnych kół, na któych mam startować w BB Tour.
Z marazmu na DK10 pomiędzy Motańcem, a Szczecinem wyrwał mnie rowerzysta na czarno-biało-niebieskim crossie Unibike'a, który przywitał się i pognał dalej. Ochoczo pocisnąłem za nim.
Tempo szybkie, cały czas ponad 30km/h, często 35-37km/h. Zagadałem o przejazd na ul. Tczewskiej, podziękowałem za motywację do szybszej jazdy i przy skręcie na Zdunowo pożegnałem się. Swoją drogą, jego łydka wyglądał zawodowo ;-)
Przejazd czynny, dalej wyczerpała mi się koncepcja na trasę.
W końcu obrałem kierunek na Stare Czarnowo. Tam zamiast skręcić w kierunku Kołbacza pojechałem do Pyrzyc, aby zrobić pętlę wokół jeziora Miedwie.
W czasie jazdy wypiłem 1,5 litra izotoników i zjadłem drożdżówkę oraz batona. Z pewnością było tego zamało, bo już w garażu zaczęło mi głośno burczeć w brzuchu.
- DST 97.39km
- Czas 03:44
- VAVG 26.09km/h
- Temperatura 30.0°C
- HRmax 171 ( 94%)
- HRavg 131 ( 72%)
- Kalorie 2323kcal
- Sprzęt Speeder
- Aktywność Jazda na rowerze
Zakupy w Szczecinie
Wtorek, 8 lipca 2014 · dodano: 08.07.2014 | Komentarze 2
Pojechałem przez Stare Czarnowo, Gardno i Chlebowo, żeby nakręcić trochę więcej km. Jechało się dobrze, lekki wiatr w plecy ułatwiał przemieszczanie się. Przejeżdżając obok podjazdu do Panoramy nie omieszkałem zaatakować hopki. Z braku czasu skończyło się na jednym razie, ale jeszcze tu wrócę.
Najpierw zajechałem do Turowskiego w poszukiwaniu ergo chwytów. Na dłuższe trasy bardzo przydatna rzecz. Tylko jedne wpadły mi w oko, ale jeszcze poszukam gdzieś indziej, zanim zdecyduję się na zakup. Potem do hurtowni z gadżetami dla dzidziusiów. Zakupiłem lusterko do samochodu, żeby rzucać czasem okiem na Juniora, który podróżuje w foteliku tyłem do kierunku jazdy. Przy okazji i on będzie miał baczenie na mnie ;-) Chciałem jeszcze znaleźć biuro Canyona, ale chyba wynieśli się ze Struga, bo nie rzuciła mi się w oczy żadna tabliczka. Miałem ochotę przymierzyć szosówkę, którą dojeżdża Pan tam pracujący.
Na koniec wizyta w Decathlonie. Poprzymierzałem kilka par okularów, ale nie znalazłem nic dla siebie. Przy okazji szukałem rozwiązania na montaż koszyka na bidon na moim zatłoczonym kokpicie. W tym przypadku również klops :-( Ze sklepu wyszedłem za to z tabletkowanym Isostarem. W sam raz na dłuższe przeloty.
Przez całą jazdę nie odczuwałem gorąca. Wyjątkiem była jazda w okolicach ul. Struga. Organizacja DDR i czas oczekiwania na światłach wywołały u mni ebiała gorączkę.
Po ruszeniu spod Decathlona odcięło mi prąd. W tej gorączce nie odczuwałem głodu, nie miałem też nic do jedzenia. To był błąd, bo nawet w takim skwarze trzeba coś podjeść. Powoli, walcząc z nasilającym się wschodnim wiatrem dokulałem się do domu.
Sports Tracker znowu szwankuje. Dopiero nad Miedwiem zorientowałem się, że aplikacja zawiesiła się jeszcze gdzieś w Stargardzie. Po restarcie telefonu wszystko hulało jak należy.
Podczas jazdy wypiłem 2,1 litra napojów izotonicznych.
- DST 68.00km
- Czas 02:26
- VAVG 27.95km/h
- Temperatura 30.0°C
- HRmax 170 ( 93%)
- HRavg 140 ( 77%)
- Kalorie 1668kcal
- Sprzęt Speeder
- Aktywność Jazda na rowerze
Nareszcie w domu
Niedziela, 6 lipca 2014 · dodano: 06.07.2014 | Komentarze 0
Po kilku tygodniach na obczyźnie w końcu jazda po polskich szosach. Miałem już serdecznie dość niemieckich DDR Dolnej Saksonii. Świetnie nadają się w większości przypadków do turystyki rowerowej, do mojego typu jazdy już raczej nie bardzo.
Tradycyjnie juz objechałem jez. Miedwie, ale tym razem w drugą stronę. Chciałem w miarę wcześnie pokonać odcinek w Zieleniewie i Morzyczynie, żeby zdążyć przed tłumami śpieszącymi nad Miedwie. Wiało trochę z SW. Droga od Kobylanki do Pyrzyc pod wiatr. Było dość ciepło, chociaż w czasie nie było to odczuwalne mimo, że termometr wskazywał w porywach od 28-33 stopni. Dbałem tylko, żeby uzupełniać czynnik chłodzący - wodę. PO nawrocie w Pyrzycach droga do domu przeważnie z wiatrem w plecy. Udało się nawet wykręcić niezłą jak na mnie średnią, 28km/h, która w Sportrackerze spadła o 0,1 pod samym domem. Co za pech ;-)
W czasie jazdy wypiłem 1,5 wody i nic nie jadłem.
Tętno dosyć wysokie, ale już dawno nie jeździłem szybciej niż tempem turystycznym. Za kilka dni powinno się unormować.
- DST 43.84km
- Czas 01:43
- VAVG 25.54km/h
- HRmax 166 ( 91%)
- HRavg 126 ( 69%)
- Kalorie 1073kcal
- Sprzęt Speeder
- Aktywność Jazda na rowerze
Munster Tournee 1
Poniedziałek, 16 czerwca 2014 · dodano: 04.07.2014 | Komentarze 0
Od 16.06 do 04.07 przebywałem służbowo w Munster w Dolnej Saksonii. Udało mi się wynegocjować zabranie roweru, co nie było wcale prostą sprawą. Pierwszy tydzień to walka z wirusem, który ponownie przypętał sie do mnie po tym jak wczesniej dorwał Juniora. W jego przypadku skończyło się szpitalem. Ze mną nie było tak źle, chociaż jadąc na rowerze musiałem spinać pośladki prawie cały czas, żeby nie dać plamy ;-) Drugi i trzeci tydzień to już lepsze samopoczucie, ale podła pogoda i obowiązki nie zawsze pozwalały pokręcić tyle ile bym chciał.
Munster-Soltau-Munster
Jazda zapoznawcza na nowym terenie. Gdzie by się nie skręciło, to niemalże wszędzie DDR. Wydawało się , że to raj dla rowerzystów, ale nie do końca. Powrót do Munster w atmosferze euforii autochtonów po zwycięstwie Niemców nad Portugalią. Osytnie kilka km to wyścig z gościem na 29'rze. Jak się okazało miał wspomaganie elektryczne. Musiałem się nieźle spiąc, żeby mu odjechać.
Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że coś mnie dopadnie. Jednak wieczorem i w nocy duża gorączka, dreszcze oraz sensacje jelitowe oznajmiły atak jelitówki.
- DST 513.00km
- Czas 19:33
- VAVG 26.24km/h
- Temperatura 26.0°C
- HRmax 171 ( 94%)
- HRavg 125 ( 69%)
- Kalorie 10341kcal
- Sprzęt Speeder
- Aktywność Jazda na rowerze
Maraton Podróżnika
Sobota, 7 czerwca 2014 · dodano: 08.06.2014 | Komentarze 13
Pobudka tuż przed szóstą rano. Ubieram się w rowerowe fatałaszki, sprawdzam rower, pakuję prowiant i inne fanty do kieszonek. Po zjedzeniu kilku kabanosów i batona ruszam wraz z innymi na start pod kościół w Skrzeszewie. Jestem zestresowany, łupie mi w głowie. Maraton Podróżnika to moja jedyna okazja na zrobienie kwalifikacji do BB Tour 2014. Reszta terminów odpada z rodzinnych, bądź służbowych powodów.
Na zdjęciu kościół w Skrzeszewie, miejsce startu maratonu.
Odcinek 1 Łuków, 68km
Jadący na 500km dzielą się na trzy grupy, które prowadzą Wilk, Waxmundi Transatlantyk. Liderów grup scharakteryzował na forum Memorek:
"U Transatlantyka będzie spokojnie i bez pośpiechu.
U Wilka będzie porządek i dyscyplina na postojach.
U Waxmunda będą kanapki i wypadki."
Wraz z Memorkiem jadę w tej ostatniej. Tempo dostojne, wszyscy nadążają. Nasza grupa jest najliczniejsza. Początkowo kręcę dość spięty, ale po kilkunastu km emocje się uspokajają i jedzie się lżej. Jest okazja do pierwszych rozmów forumowiczami. Przy okazji można „poachać i ochać” nad najnowszym, nic nieważącym i wszystko mającym rowerem Keto.
W grupie cały czas panuje sielska, przyjazna atmosfera. Na rynku w Łukowie postój. Przerwę wykorzystuję na dosmarowanie się kremem z filtrem UV.
Odcinek 2 Kozłówka, 130km
Niektórych zaczyna nużyć dostojne tempo jazdy. Dotychczasowa dyscyplina bierze
w łeb i zaczynają się harce. Chyba sygnał do zrywu daje zatrzymanie się Wilka na siks top. Nieważne kto zaczął, ale w pewnym momencie część bikerów rzuca się szybko do przodu, jakby chcąc zgubić kierownika wycieczki. W zamieszaniu dochodzi do kraksy. Jeden z kolegów zbyt mocno przyhamowuje i zalicza szlif na asfalcie. Mimo nawoływań czołówka, nie słysząc chyba nic, gna dalej do przodu. Do pomocy poszkodowanemu zostaje kilka osób. Memorek zajmuje się rowerem. Prostuje mocowanie klamki i sprawdza przerzutki. Rower zdatny do jazdy. Zamiast przerwy w pałacowym parku zatrzymujemy się obok zdezelowanej stacji benzynowej. Uzupełnienie bidonów, smarowanie, tlf do Kasi z meldunkiem z trasy.
Odcinek 3 Bychawa, 190km
Zbierając się do odjazdu z Kozłówki spostrzegam, że wdepnąłem w niezłe gó__o. Dosłownie i w przenośni. Jakaś kupa przyczepiła mi się do spodu prawego buta. Pobieżne oczyszczenie zajmuje tylko chwilę, ale to wystarcza, żeby grupa zniknęła z pola widzenia. Zaczynam się stresować. Nie mam GPS, a trasa maratonu jest dość pokrętna. Jeśli nie dociągnę do grupy to po maratonie. Ruszam i w oddali po spostrzegam Waxa. Po 3km dociągam do niego i siedząc mu na kole dojeżdżam do grupy. Wtedy rozpoczyna się najcięższa część jazdy. Miejscowy, lubelski rowerzysta Endriu68 łapie wiatr w żagle i przeciąga grupę na etapie przez Lublin gnając grubo ponad 30km/h.
Duża prędkość i hopki doprowadzają mnie na skraj śmierci klinicznej. Pulsometr cały czas alarmuje wyjście ponad strefę. Dopada mnie mega kryzys. Tętno cały czas w okolicach 170. Nie jestem przyzwyczajony do takiego tempa jazdy, ale nie mogę zgubić grupy więc zaciskam zęby i dociągam do postoju. Na szczęście końcówka już bardziej płaska a i w końcu Endriu68 traci trochę sił. Tempo lekko spada i mogę odetchnąć. Na postoju w Bychawie rozglądam się rozpaczliwie za kimś, z kim mógłbym kontynuować jazdę, ale nie widzę żadnych alternatyw. Zaczynam lekko panikować, jeszcze jedno takie przeciągnięcie z „koksami” jak przez Lublin i już po mnie.
Odcinek 4 Szczebrzeszyn 270km
Postanawiam wyruszyć sam, zrobić sikstop za miasteczkiem i poczekać na grupę,
w której ma jechać Memorek. Z potrzebą ledwo się wyrabiam, bo grupa mija mnie kiedy jeszcze walczę na poboczu z ciasną nogawką spodenek. Szybko dołączam do towarzystwa. Tempo spokojniejsze. Grupę prowadzi Transatlantyk co powinno dać gwarancję spokoju na trasie, żadnych harców. Wraz ze mną jadą też m.in. Hipki, Księgowy i kilka innych osób.
Ten odcinek jest dość wymagający. Kilka górek, gdzie trafiał się nawet podjazd 9%. O dziwo, wszystkie górki pokonuję z łatwością, po kryzysie ani śladu. W międzyczasie do naszej grupy dołącza Kviato, który towarzyszy nam przez kilkanaście km. Rozmawiamy trochę. Kviato później zostaje i czeka na Blondasa. Podjazd przed Szczebrzeszynem, którym straszył Wilk, wchodzi mi zadziwiająco lekko. Nie mam nawet potrzeby kręcić na młynku i ściankę pokonuję na przełożeniu 39x21.
Na zdjęciu poniżej zmagania ze ścianką, w tle reszta grupy.
Na górze zwalniam i czekam na resztę, bo nie mam pojęcia gdzie znajduje się restauracja, w której będzie przerwa obiadowa. Kilka km przed restauracją na czoło wychodzi mój naczelny nawigator Memorek. Podkręca tempo, ostatni będzie zmywał naczynia po obiedzie ;-) Trzymam się go kurczowo siedząc na kole. Mając GPS i parę w nogach jest moją gwarancją na dojechanie do mety. Na obiad zamawiam pierogi z mięsem, małe piwo i podwójną colę. Atmosfera siesty na postojach panuje w dalszym ciągu. Nie czuć żadnej „spiny” Praktycznie nie kontroluję czasu, ale nie ma potrzeby. Pilnuję tylko, żeby nie przegapić momentu kiedy do dalszej jazdy zacznie zbierać się Transatlantyk i Memorek.
Odcinek 5 Łęczna, 358km
Wyruszamy w kilkuosobowej grupie. Zatrzymujemy się po kilku km w Nieliszu i dokupujemy trochę prowiantu. Mieliśmy czekać na auto techniczne i zapakować rzeczy do sakw. Jako, że nikt nie odczuwa takiej potrzeby ruszamy dalej. Wkrótce mijamy spora grupę Wilka, która czeka na auto przy innym sklepie.
Zaczyna zmierzchać i ekipa odpala swoje „światełka”. Moc niektórych jest porażająca. Mogę spokojnie wyłączyć swoja lampkę i jechać pasożytniczo korzystając z tetrylionów lumenów emitowanych przez lampki współtowarzyszy jazdy. Z tyłu rowerów rządzą oczywiście Wall-e. Jazxa za takim wypalaczem siatkówki nie należy do przyjemności, dlatego staram się jechać z przodu.
Odcinek jest mocno pagórkowaty i niska zawartość asfaltu w dziurach powoduje, że jazda staje się wyzwaniem. Najgorzej jest na zjazdach. Staram się mocno trzymać kierownicę i modlę się aby nie rozwalić opony bądź obręczy. Speeder dzielnie znosi tragiczną nawierzchnię, ale pech dopada Transatlantyka. Na jednej z dziur zalicza snake’a. Zatrzymujemy się i organizujemy warsztat. Ktoś podrzuca dętkę, ja użyczam pompki. W międzyczasie bezrobotna cześć grupy rusza do przodu.
W czasie jednego ze zjazdów wjeżdżamy nagle w wodę. Rozbryzgi moczą buty Waxa. Po przejechaniu przez bród okazuje się, że w grupie nie ma Transatlantyka i Memorka. Próbujemy kontaktować się z nimi telefonicznie, ale brak zasięgu niweczy nasze plany. Ruszamy powoli do przodu i dopiero po kilkunastu km dostajemy wiadomość, że zaginieni jadą dalej. Kontynuuję jazdę z Waxem, któremu zaczyna dokuczać ból kolana. W Piaskach spotykamy rowerzystę o roboczej ksywie ZZ Top. To ten sam, który wcześniej zaliczył upadek.
Snując się sennie przed Łęczną z niepokojem obserwujemy podejrzane auto, które powoli sunie za nami. Podejrzewam miejscowe karki w BMW, łakome na nasze rowery. Na szczęście oślepiające ksenony to światła lampek Tytana i Endriu68. Już w czwórkę dojeżdżamy do punktu postoju w Łęcznej.
Odcinek 6 Parczew, 403km.
Decydujemy się nie czekać na Marków, którzy do punktu mają jeszcze ponad 10km. W dalszą drogę ruszam razem z Waxem, Endriu68 i jego lubelskim ziomalem Tomstepem. Po chwili nasza grupa wchłania Tytana, który zatrzymał się na sikstop. W takim składzie dojeżdżamy do stacji Orlenu w Parczewie. Nasze przybycie wywołuje poruszenie w grupie Wilka, która zagęszcza ruchy i szybko ulatnia się w kierunku mety. Stacja pipidówka, żadnych hot dogów. Sytuację i morale ratuje trochę gorąca czekolada. Wax grzeje się we wnętrzu budki stacyjnej, ale na niewiele się to zdaje. Zanim w końcu po półgodzinnym marudzeniu wyruszymy w dalszą drogę na stację zajeżdżają Marki. Nie czekamy na nich i ruszamy.
Odcinek 7 Skrzeszew, 511km (pitstop w Międzyrzecu Podlaskim)
Jest dość rześko, temperatura około 10stopni, ale dobrze mi z tym. Gorzej z Waxem , który ratuje się foliowymi rękawiczkami ze stacji. Cześć z nich służy mu za izolację termiczną kolana. Jest mu zimno i zaczyna chyba majaczyć ;-) Snuje teksty o ciepłym łóżku, drzemce w ciepłym śpiworze pod wiatą przystankową lub choćby na posłaniu z zerwanej trawy.
Z maligny wyrywa go dojście naszej grupy przez Marków i ich ekipę. Zaczynają się rozważania o ukończeniu maratonu w 24h. Bierzemy się, a raczej biorą się do roboty Marki podkręcając tempo.
Po jakimś czasie w ekipie oprócz mnie pozostaje Transatlantyk, Memorek, Waxmund, Endriu68 oraz Tytan. W tym składzie dojeżdżamy do Międzyrzeca Podlaskiego, gdzie na Orlenie część ekipy rzuca się na hot dogi. Niestety grupa przed nami musiała mieć wilczy apetyt i nie ma gorących parówek. Pozostaje wciągnąć zimną w ciepłej bułce.
Po dość przydługawej przerwie podczas której Tytan zdążył się nawet zdrzemnąć ruszamy DK19 w kierunku Łosic. Pobocza brak, ale ruch jest znikomy. Jedzie się świetnie po gładkim asfalcie. Po zjechaniu z DK19 rozpoczyna się etap specjalny rodem z wyścigu Paris-Roubaix. Dziura na dziurze, szuter itp. Nic dziwnego, że Transatlantyk zalicza kolejnego kapcia. Dotąd wyluzowani szybko zabieramy się za wymianę dętki przeliczając w myślach czy się wyrobimy. W trakcie prac wyprzedzają nas inni maratończycy. Uwinąwszy się z wymianą ruszamy z animuszem do mety. Memorek ogłasza dla swoich nóg najwyższy stopień zasilania i prowadzi nasz pociąg gnając 35-37km/h. Kolano Waxa wyczuwając metę od razu ma się lepiej. Kolejno wyprzedzamy tych, którzy mijali nas kiedy walczyliśmy z kapciem. Ostatnich przeganiamy dosłownie 200 metrów przed zjazdem z asfaltu w kierunku bazy maratonu. Kończymy dystans w czasie 23h 58min.
Podsumowanie:
Osobiście poniosłem porażkę nie przygotowując się w ogóle do imprezy pod względem nawigowania na trasie. Nigdy więcej takiej prowizorki.
Poza tym same sukcesy. Zdobyłem kwalifikację do BB Tour, pobiłem swój rekord najdłuższego dystansu o 179km, który jest jednocześnie moim najdłuższym przebiegiem dobowym. Ponadto dopieszczanie Speedera opłaciło się. Sprawdził się w 100%. Technicznie przygotwałem się wzorowo.
W czasie maratonu wypiłem 6 litrów izotoników, 1,5 litra coli, małe piwo, jedną kawę
i gorącą czekoladę. Zjadłem 300 gramów kabanosów, 4 batony, porcję pierogów
z mięsem oraz 5 bananów. W trasie wspomogłem swoje mięśnie trzema „shotami”
z magnezem.
Poza lekkim odrętwieniem małych palców obu dłoni nie odczuwam jakiś poważnych dolegliwości fizycznych. Nie bolą mnie mieśnie, nie mam zakwasów. Jedyną niedogodnością było niewyspanie oraz zarysowany na prawym pośladku kontur siodełka. Nie opłacało się kombinować ze zmianą ustawień sidełka przed samym startem.
Maraton Podróżnika był dla mnie niezapomnianą imprezą o osobliwym towarzysko – sportowym charakterze. Po raz pierwszy spotkał w „realu” osoby, które znałem dotychczas z forum. Mam nadzieję, że będzie zorganizowana kolejna edycja. Już teraz mógłbym zapisać się na nią w ciemno.
Poza podziękowaniami dla orgów, gospodarza w Skrzeszewie oraz ekipy technicznej z samochodu dziękuję bardzo Memorkowi. Nie tylko dowiózł o mnie i Speedera bezpiecznie na maraton i później do domu, ale też na trasie maratonu nie raz dał wsparcie wioząc mnie na kole i nawigując bezbłędnie po bezdrożach ściany wschodniej.
Przepraszam z góry jeśli kogoś pominąłem, pomyliłem nick, nazwę miejscowości bądź kilometraż.
Dane ze Sports Trackera uwzględniają tylko etap nocny od 293km.
- DST 67.88km
- Czas 02:35
- VAVG 26.28km/h
- Temperatura 18.0°C
- HRmax 150 ( 82%)
- HRavg 122 ( 67%)
- Kalorie 1413kcal
- Podjazdy 278m
- Sprzęt Speeder
- Aktywność Jazda na rowerze
Tour de Miedwie
Niedziela, 1 czerwca 2014 · dodano: 01.06.2014 | Komentarze 3
Południowy objazd Jeziora Miedwie. Prędkość średnia ustalona pod przejazd MP. Na tempo jazdy wpływ miał dzisiaj wiatr NW, który czasem zawiewał dość mocno. Na szczęście na odcinku, gdzie dokuczał najbardziej częściową osłonę stanowiła bujna roślinność wzdłuż "starej" DK3.
Od Pyrzyc do Starego Czarnowa jechałem na średniej zębatce. Większość pozostałego dystansu to kręcenie na blacie. Wyjątkiem były "górki" gdzie jechałem na mniej sztywnym przełożeniu, czyli trzy razy. Na zdjęciu poniżej ostatnia "górka", za Kołbaczem.
Dzisiaj o odpowiedni poziom ciśnienia zadbał kierowca Puga, który zaparkował na DDR w Zieleniewie. Tak było najarany na zakup samochodu w jednym z nadmiedwiańskich komisów, że w dupie miał przepisy.
Jazda udana, choć niepokoi mnie ból lewej stopy. Coś jest nie tak :-( Poza tym muszę wyregulować prawy blok. Pięta musi być bliżej roweru, wtedy wyeliminuję napięcie stopy i dyskomfort w kolanie.
Mimo tygodniowego urlopu zapowiada się siedzenie w domu. Junior po pierwszych dniach w żłobku zaraził się jakimś wirusem od "panny glut", którą jakaś mamusia prowadzała mówiąc, że córeczka już zdrowa. Nic że smary wisały jej do pasa. Junior musi teraz zostać w domu, a tata wraz z nim :-(
- DST 115.00km
- Czas 04:30
- VAVG 25.56km/h
- VMAX 56.80km/h
- Temperatura 18.0°C
- HRmax 160 ( 88%)
- HRavg 122 ( 67%)
- Kalorie 2496kcal
- Podjazdy 634m
- Sprzęt Speeder
- Aktywność Jazda na rowerze
Na północ od Piły
Piątek, 30 maja 2014 · dodano: 30.05.2014 | Komentarze 5
Dzisiaj wybrałem się autem do Piły do serwisu na przegląd. Prace nad samochodem miały potrwać kilka godzin (dla mnie super). Żeby wytopić czas zabrałem ze sobą Speedera i postanowiłem zrobić rundkę po okolicy. Założeniem było pokonać trasę ze średnia ok. 25km/h (planowana V przelotu na MP).
Trasa na początku wiodła DW 188 do Złotowa. Na mapie drogą wyglądała na wąską, niz nieznaczącą. jednak w rzeczywistości ruch na niej dorównywał temu na DK 10. Po drodze natknąłem się na bunkier, świadka burzliwej przeszłości tych ziem. Na tych terenach trwały walki o przełamanie Wału Pomorskiego. Jednak zanim tam dotarłem musiałem przedrzeć się przez Piłe, najeżoną pseudo ciągami pieszo - rowerowymi. W większości przypadków jak przy ul. Wojska Polskiego czy przy Zakładach Philips jego nawierzchnia nie nadawała się do jazdy. Jeśli nie było zakazu jazdy rowerem to pomykałem po jezdni. Pilscy kieorwcy byłi wyrozumiali, ani razy nikt nie zatrąbił.
Po dotarciu do Złotowa zosałem zaatakowany zewsząd znakami zakaz ruchu rowerów. Nawet wtedy kiedy w zasięgu wzroku nie było żadnej DDR. Czasem trafiała się taka kombinacja. Ciężko było się połapać o co chodzi.
I tak aż do wyjazdu z miasteczka. Utrudnienia w ruchu spotęgował jeszcze remont odcinka drogi. Na szczęście można było przemknąć się bokiem.
Mimo, że trasa była dość płaska to kilka razy trafiały się takie znaki.
Trasa była czasem poprzecinana jakims jarem bądź doliną rzeczki, dlatego trafiło się kilka podjazdów.
Przed Jastrowiem moją uwagę zwrócił taki oto widok. Uszkodzony most kolejowy przerzucony nad Gwdą.
W czasie kiedy zbierałem się do ruszenia po zrobieniu zdjęcia wyprzedziła mnie bikerka na MTB. Jako, że droga wiodła dość mocno pod górkę dziewczyna raźno kręciła stając na pedałach. Jej zryw nie trwał długo. Po kilkunastu sekundach dgoniłem ja, wyprzedziłem i tyle było ja widać.
Przed Jastrowiem tradycji stała się zadość. Ponownie zostałem wygoniony z szosy poprzez znak zakaz ruchu rowerów. Oczywiście ani śladu DDR. W końcu wypatrzyłem jakąś przecinkę w lesie. Na nieszczęście dostęp do niej blokował kopny piach i skończyło się glebą na prawy bok. Pozbierałem się i przecinką dotarłem do Jastrowia.
Szybko przedostałem się przez miasteczko. Na wyjeździe zmagałem się z lekkim podjazdem, któy ciągnął się dość długo. Na moje oko tylko 2-3%, ale przeciwny, dosć mocny wiatr dodawał jakieś 2%, czyli w sumie wyszło 5%. Kierowałem się na Sypniewo. Początkowo asfalt był bardzo dobry, ale od Brzeźnicy się popsuł i tak było już aż do Szwecji. Przez złą nawierzchnię trudno było utrzymać równe, szybsze tempo. Podobnie może być na niektórych odcinkach MP.
Kilka km przed Szwecją dostrzegłem wyjeżdżający z boku ciągnik z drzewem. Trochę trwało zanim go dogoniłem. Co prawda nie miałem sznurka, żeby sie podholować, ale i tak było fajnie.
Do Szwecji wiozłem się jadąc 26-28km/h. Tam wjechałem na DK 22. Cyknąłem fotkę na moście nad Piławą.
Obawiałem się dużego ruchu, ale było nad wyraz spokojnie. W Nowej Szwecji skręciłem w lewo i przez Czechyń i Czaplę dotarłem do Skrzatusza. Po drodze cyknąłem jeszcze jedną fotkę Piławie. Tym razem z mostku w Głowaczewie. W międzyczasie, korzystając z minimalnego ruchu samochodów i kontemplując uroki leśnych ostępów posiliłem się czymś konkretniejszym.
W samym Skrzatuszu zrobiłem kilka zdjęć kościołowi, który jest diecezjalnym sanktuarium maryjnym. Obiekt pochodzi z II poł. XVII w. Kilka razy przejeżdżałem obok, dość często, w różnych miejscach widziałem drogowskazy informacją o kościele, ale dzisiaj dopiero pierwszy zajechałem obejrzeć go z bliska.
Za Skrzatuszem ostatni zauważalny podjazd i juz ostnie kilka km do Piły było z górki. V max osiągnąłem zjeżdżając do Szydłowa. O 16:00 zajechałem do serwisu i zaparkowałem Speedera przed wejściem. Ciekawe czy kiedyś trafię na salon/serwis samochodowy gdzie będą stojaki rowerowe? Na razie za takowe służą mi kolumny z logo Hondy. Taka sama sytuacja była swego czasu w Gorzowie.
Czekając na samochód wciagnąłem jeszcze drożdżówkę, którą popiłem dwiema kawami. Przed 17:00 odebrałem Ufo, zapakowałem do środka Speedera i wróciełm do domu. Wyjazd udany. Pewnie przy okazji wpadło kilka gmin. Mimo słońca było dość chłodno przez zimny wiatr. Całą drogę pokonałem w bluzie z długim rękawem. W Górznie dopadł mnie deszcz z chmury, która przyczepiła się do mnie i nie chciała odpuścic przez kilka km. Coraz lepiej wchodzą mi podjazdy. Już nie mam awersji do byle górki. Podstawa to kręcić równym tempem. Trzeba poszukać większych górek ;-)
Po drodze wypiłem 1,5 litra izotonika, zjadłem 2 batony, 2 cukierki i 120 gram kabanosów.
- DST 51.09km
- Czas 01:58
- VAVG 25.98km/h
- HRmax 131 ( 72%)
- HRavg 110 ( 60%)
- Kalorie 705kcal
- Sprzęt Speeder
- Aktywność Jazda na rowerze
PRF - test butów
Piątek, 23 maja 2014 · dodano: 23.05.2014 | Komentarze 2
Jazda w ramach porannego, służbowego w-f. Dzisiaj sprawdziłem w akcji nowe buty. Są wygodne, prawie nie czuć ich na nogach, ale za to dało się zauważyć, że podeszwa do najsztywniejszych nie należy. Niby mały szkopuł, ale nawet dla mnie, amatora zauważalny. Czegóż jednak oczekiwać po niemal podstawowych butach shimano? Najwyżej kilka Watów energii się zmarnuje ;-) Gorzej, że moej szosowe pedały są już chyba na wykończeniu. Zużył (wytarł) się korpus wykonany z kompozytu. Ciągłe wpinanie i wypinanie bloków spowodowało "erozję" i czuć jak stopy, a zwłaszcza lewa, buja się na boki w płaszczyźnie pionowej. Źle się trochę przez jeździ.
Przejażdżka w trybie oszczędnym. Chyba organizm wie co nas czeka w weekend i nie pozwalał mi się zbytnio forsować. Z powodu zapowiadanych na sobotę burz i potężnych opadów TdZ muszę przełożyć na niedzielę. Trzeba będzie wyjechać wcześnie rano.
Wracając do pracy zrobiłem jeszcze rundkę przez miasto jadąc ulicami: Szczecińską, Bema, Spokojną i Kościuszki. Na tej pierwszej był spory korek. Jakiś "dostawczak" wjechał na światłach w tył "osobówki". Miło było bezproblemowo posuwać się przodu pomiędzy dwoma rzędami zablokowanych samochodów.