Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi 4gotten z miasteczka Stargard. Mam przejechane 30581.47 kilometrów w tym 199.70 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.86 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 45672 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy 4gotten.bikestats.pl
  • DST 62.57km
  • Czas 02:33
  • VAVG 24.54km/h
  • VMAX 46.10km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • HRmax 153 ( 84%)
  • HRavg 125 ( 69%)
  • Kalorie 1208kcal
  • Sprzęt Szarak
  • Aktywność Jazda na rowerze

PRF + DPD

Piątek, 27 lutego 2015 · dodano: 27.02.2015 | Komentarze 4

Rano w drodze do pracy zajechałem do US zaktualizować swoje dane. Potem tylko pokazać się w biurze i z powrotem na rower. Dzisiaj pojechałem do Kołbacza, a wracając zrobiłem jeszcze pętelkę przez Niedźwiedź, gdzie przez jakiś czas goniłem się z autobusem MZK linii 4, który nie dawał mi szans, ale tylko dlatego, że zamiast dozwolonych 30km/h na tym odcinku rozpędzał się do ponad 40km/h ;-) .Nie chciałem gonić go za wszelką cenę, bo oszczędzam siły na niedzielny wypad do Gorzowa po etrexa. Ma padać i na dodatek mocno wiać. Na szczęście, jeśli uda mi się dojechać, droga powrotna ma być z wiatrem i to ponoć jeszcze mocniejszym :-) W drodze powrotnej machnąłem mijanemu z PRO z STC na MTB. Ten jednak chyba nie zauważył mnie, bo nie odwzajemnił pozdrowienia. Taki to już los szaraka ;-)
Dzisiejsza droga powrotna do domu wiodła przez Giżynek i Golczewo. Poniżej fotka z porannego Kołbacza.




  • DST 87.12km
  • Czas 03:17
  • VAVG 26.53km/h
  • VMAX 42.40km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • HRmax 170 ( 93%)
  • HRavg 134 ( 74%)
  • Kalorie 2170kcal
  • Podjazdy 322m
  • Sprzęt Szarak
  • Aktywność Jazda na rowerze

TdM plus

Niedziela, 22 lutego 2015 · dodano: 22.02.2015 | Komentarze 6

Tytuł skrótem, żeby nie posądzono mnie o plagiat ;-)
Do wyjazdu zbierałem się chyba 2 godziny i w końcu ok. 09:30 wystartowałem. Postanowiłem objechać Miedwie dokładając w miarę możliwości kilka km pod warunkiem dobrego samopoczucia. Dokładanie km zacząłem od początku. Pojechałem przez Golczewo i Giżynek. Na standardową trasę wróciłem jadąc ul. Spokojna obok cmentarza. Już wkrótce na kilka miesięcy zostanie ona wyłączona z ruchu. We wrześniu  będzie można tam pomknąć po nowej DDR :-D.



Jadąc Szczecińską zauważyłem rowerzystów zjeżdżających się na zbiórkę na ul. Wielkopolskiej, na 10:00. 
Podróż do Pyrzyc odbyła się bez historii. Na odnotowanie zasługuje jedynie wiatr, który dawał się we znaki do samego miasteczka. Bardzo brakuje mi lemondki. Dłuższa jazda w dolnym chwycie powoduje u mnie ból karku :-(
Jako, że czułem się dobrze postanowiłem nieco dołożyć kilka dalszych km. Zatrzymuję się na moment w Pyrzycach, żeby przestudiować nowy wariant trasy i dać znać Kasi, że zmieniam nieco plan jazdy. 



Szybka decyzja i obieram kurs na Lubiatowo. Jedzie się wyśmienicie. W końcu wiatr w plecy, na dodatek Sportstracker załapał fixa, tak że udało się nagrać ok. 28 km trasy :-) Chyba przesadzam z prędkością, bo zaczynam odczuwać odcięcie. Prowiant wzięty na drogę jest ubogi, dlatego w Lubiatowie zajeżdżam do sklepu. Niestety wybór batonów jest niemal żaden, co innego piwa, z czego chętnie korzystają "lokalsi".



W sumie bez obaw zostawiam Szaraka pod sklepem zaopatrując się w paszę pod postacią 4 paczek sezamków. Już zapomniałem jak dobrze mi wchodzą w czasie jazdy i daja kopa ;-) Dwa opakowania pochłaniam od razu. Wyrzucając papierki moim oczom ukazuje się "czerwona strzała" miejscowego.



Dalsza droga do Obrytej szarpana, głównie za sprawą zniszczonego asfaltu. Czasem trzeba było jechać lewą stroną jezdni, bo prawa średnio nadawała się do jazdy. W Obrytej zaczyna działać "sezamek power", poprawia się asfalt więc przyśpieszam i szybciej niż zamierzałem jadę w kierunku domu. Mimo zmęczenia nie zwalniam tempa i dokładnie o 13:00, tak jak chciałem, melduję się pod domem.
Jechało się dużo lepiej niż tydzień temu. Banan nie schodził mi z twarzy od Obrytej do samego domu. Jak że inaczej niż w minioną niedzielę. Trzeba się będzie chyba w końcu porwać na jakąś 200km.



Dokuczał mi jedynie cieknący nos. Moim marzeniem był  ssak w rodzaju takich jakie używają stomatolodzy, tyle, że dwudrożny. Próbowałem pociągać nosem, ale był niewydajny. Wybawieniem okazały się moje dość chłonne rękawiczki, które w trakcie jazdy przemianowałem na smarkawiczki ;-)
W trasie zjadłem 3 batony, 2 paczki sezamków i wypiłem 0,8 litra wody.





  • DST 48.40km
  • Czas 02:04
  • VAVG 23.42km/h
  • Temperatura -2.0°C
  • HRmax 144 ( 79%)
  • HRavg 120 ( 66%)
  • Kalorie 752kcal
  • Sprzęt Szarak
  • Aktywność Jazda na rowerze

PRF

Piątek, 20 lutego 2015 · dodano: 20.02.2015 | Komentarze 0

Poranna przejażdżka do NIedźwiedzia w ramach PRF. Było chłodniej niż się spodziewałem, na szczęście byłem dobrze opatulony. Doceniłem trochę cieplejszy ubiór, bo tempo było bardzo dostojne. NIe sposób było się rozgrzać. Nie chciałem jednak przesadzić po niedzielnej masakrze mięśni.
Wydaję się, że z nogami jest w miarę ok, być może w niedzielę zrobię TdM z małym skokiem w bok po dodatkowe km.
W dystansie zawiera się powrót z pracy DDR przez Giżynek i Golczewo.
A poniżej fota z trasy pomiędzy Reptowem i Niedźwiedziem.




  • DST 111.90km
  • Czas 04:39
  • VAVG 24.06km/h
  • VMAX 45.80km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • HRmax 162 ( 89%)
  • HRavg 137 ( 75%)
  • Kalorie 3217kcal
  • Podjazdy 573m
  • Sprzęt Szarak
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pierwsza, "bombowa", setka w 2015

Niedziela, 15 lutego 2015 · dodano: 16.02.2015 | Komentarze 8

Trasa wiodła przez Pyrzyce, Mielęcin, Otanów, Rów, Banie i prosto, najkrótszą drogą do domu.
Wyruszyłem ok. 07:30 z zamiarem przejechania 122 km. Zmęczenie po piątkowej halówce zweryfikowało moje  plany, ale gnając rano przez Witkowo jeszcze o tym nie wiedziałem.



Bez żadnych historii przejechałem przez Pyrzyce i dojechałem starą DK3 do Mielęcina. Od tego miejsca miałem zapuścić się na drogi, po których moje opony jeszcze nigdy nie jeździły.



  Zaraz za miejscowością zaliczyłem najpoważniejszą hopkę na trasie. Wkrótce przejeżdżałem nad S-3 mijając przy okazji przybytek dla którego ostatnio zapuszczała się tu Eranis.



W Otanowie straszyły mnie upiorne budynki mieszkalne, w sumie były takie trzy.



Wkrótce wjechałem na DW 128 i pomknąłem malowiniczą szosą w kierunku Rowu.



Po jakimś czasie dojechałem do skrzyżowania z DW 121. Jako, że było już dość ciepło to pulsometr powędrował na kierownicę. Ogólnie jest mało odporny na niskie temperatury.



Po skręceniu w kierunku Bań (Gryfina) skończyła się jazda. Ciało się poddało umęczone po gonitwie za piłką dwa wcześniej. Męczarnia trwała praktycznie do samego domu. Na nic zdały się postoje i przeżuwanie batonów. Po prostu nie szło i już. Dobił mnie wmordewind i lekkie pagórki na drodze do Bań i później przy wyjeździe zeń. Chciałem nawet dzwonić do Oskara, żeby ściągnął mnie do domu autem. W końcu zrezygnowałem i kulałem się powoli w kierunku Stargardu. Dobrze, że nie spotkałem po drodze żadnej starowinki jadącej rowerem do kościoła, bo niechybnie dała by mi baty ;-) Prędkość na odcinku Banie - Stargard wahała się pomiędzy 18-23km/h. Więcej nie miałem siły jechać. Do tego, czego wcześniej nigdy nie doświadczyłem, łapały mnie skurcze mięśni czworogłowych. Halówka to była pomyłka. To jeszcze nie czas na jakieś interwały :-(  
Bardzo brakowało mi lemondki. Ramiona zajechane pompkami nie miały szansy na odpoczynek. Na koniec uwieczniłem jeszcze siebie strudzonego mijającego Kluczewską "cukiernicę"



Sportstracker na komórce nie chce działać dlatego zakup Etrexa coraz bliżej.

Na trasie zjadłem 4 batony i wypiłem 0,5 litra wody.





  • DST 18.00km
  • Czas 00:49
  • VAVG 22.04km/h
  • Temperatura -5.0°C
  • Sprzęt Szarak
  • Aktywność Jazda na rowerze

Piątek trzynastego do kwadratu

Piątek, 6 lutego 2015 · dodano: 06.02.2015 | Komentarze 9

Dzisiaj doświadczyłem splotu nieszczęśliwych wypadków, mam nadzieję, że limit pecha wyczerpałem na kolejne kilka lat i kilkanaście tysięcy km.
Rano zaplanowałem wyjazd do Szczecina. Mimo mocnego chłodu nie zmieniłem planów. Co prawda jadąc do pracy było jeszcze ok. -10 stopni, ale już o 09:00 znacznie się ociepliło i było tylko -5. Wystartowałem z animuszem, ale w Lipniku złapałem kapcia w moich do tej pory pancernych oponach. Szybko się uwinąłem i ruszyłem dalej, miałem zapas czasu. Po drodze minąłem kolegę który uskuteczniał przebieżkę po DDR. Druga kapeć przytrafił mi się po zjeździe z kładki nad S-10. Żwawo zabrałem się za wymianę.



Z opony wyciągnąłem kawał konkretnego szkła. Zdarzyło się to już wiele razy, ale dopiero drugi raz oberwała również dętka. W międzyczasie truchtający kolega zdążył mnie minąć. Założyłem koło, dopompowałem dętkę i szybko zacisnąłem zacisk piasty. W tej samej chwili usłyszałem głośne trach, dźwignia zacisku oderwała się i została w mojej dłoni. Zacisk trzymał jako tako. Dokulałem się do domu, przebrałem i wróciłem do pracy "blachosmrodem"  :-(
Tyle pecha nie spotkało mnie naraz chyba nigdy. Nawet wtedy kiedy byłem swego czasu w Szczecinie po sakwy. Podłamał mnie zniszczony zacisk, a taki był ładny i superlekki. Chyba zbyt mocne wylajtowanie i niska temperatura okazały się zabójcze. Ponoć aluminium kruszeje na mrozie. Oby nie przytrafiło się to ramie Szaraka ;-)
Nie wiem co się stało z oponami? Może super nieprzebijalny Vectran nie radzi sobie w niskich temperaturach? A może opony już się po prostu zestarzały? Mam je ponad dwa lata i zrobiłem na nich grubo ponad 10 tkm. Zacząłem się juz rozglądać za następcą Conti GP 4 Season. Opcje to (najlepiej w rozmiarze 25x700):

  • te same co teraz
  • Vredestein Fortezza Senso Extreme Weather
  • Michelin Pro 4 Endurace
  • Conti Gator Hardshell
  • Vittoria Open Pave CG - tylko ta cena :-(
Na razie mam mętlik w głowie. 4 Season są bardzo dobre, ale chciałbym spróbować czegoś innego. Na razie badam rynek i czytam recenzje opon. Priorytety, poza odpornością na przebicia to łatwość montażu (bez konieczności używania łyżek), w miarę niska waga i zwiększona odporność na zużycie. 




  • DST 68.67km
  • Czas 02:37
  • VAVG 26.24km/h
  • VMAX 50.10km/h
  • Temperatura -2.0°C
  • HRmax 170 ( 93%)
  • HRavg 136 ( 75%)
  • Kalorie 1857kcal
  • Podjazdy 365m
  • Sprzęt Szarak
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tour de Miedwie

Niedziela, 1 lutego 2015 · dodano: 01.02.2015 | Komentarze 4

Standardowy objazd Miedwia, tym razem w drugą stronę. Rano było chłodno, minus 2 stopnie, do tego wiatr SW, który nie pomagał się rozgrzać. DDR do Kobylanki średnio utrzymana. W wielu miejscach czyhał lód i przez to było dość niebezpiecznie. Najgorzej było na kładce nad S-10 i w samej Kobylance, gdzie musiałem zjechać na jezdnię bo DDR była oblodzona i zawalona śniegiem wymiecionym z posesji. 



Jazda "starą" DK 3 również nie należała do przyjemności. W wielu miejscach była mocno oblodzona, a pobocze mimo, że miejscami odśnieżone nie nadawało się do jazdy, gruba warstwa lodu i zamarznięte bryły śniegu. 



W połowie drogi od Starego Czarnowa do Pyrzyc sytuacja się poprawiła. Jezdnia była już mokra, bo słońce zaczęło już nagrzewać asfalt. Mimo braku przejezdnego pobocza do Pyrzyc jechało się dobrze, bo w moim kierunku ruch był minimalny. Wyprzedziło mnie w sumie może 15 pojazdów. Za to w stronę Szczecina ruch był bez mała 10 razy większy. Przy samym wjeździe do miasteczka uśmiech na mojej twarzy wywołuje brak oznaczenia części chodnika jako DDR. Dużo lepiej jedzie się ulica niż po kostce.



Po skręcie na rondzie w kierunku Stargardu zaczęła się całkiem inna jazda. Do tej pory wiatr utrudniał mi jazdę wiejąc w twarz. Za na końcówce stał się moim sprzymierzeńcem. Odcinek do Stargardu, 25 km pokonałem w mniej niż 50 min. Po drodze zaliczyłem hopkę w wąwozie. Ile bym dał, żeby była co najmniej 5 razy dłuższa. Nie musiałbym jeździć na "Panoramę" trenować podjazdy.



Na trasie obowiązkowa samo...bka. W tle prosta przed Obrytą, gdzie dość często jeździłem z Oskarem na hot-dogi na stację benzynową.



Wjeżdżając do Stargardu zwolniłem na przejeździe kolejowym przy cukrowni. I dobrze, nie dość, że ślisko to straszą tam gigantyczne dziury. W jednej z nich schowałoby się chyba pół "malucha".
W trasie nic nie jadłem, ani piłem, poza kilkoma łykami wody w garażu przed wyjazdem. Na grzbiet nałożyłem koszulkę z merino, polar z Decathlonu, a na wierzch przyodziałem "forumową" bluzę Btwin. Było idealnie, nic się nie zgrzałem, choć dzisiaj nie naciskałem zbyt mocno na pedały.   


Kategoria TdM


  • DST 72.54km
  • Czas 02:43
  • VAVG 26.70km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • HRmax 172 ( 95%)
  • HRavg 138 ( 76%)
  • Kalorie 1968kcal
  • Podjazdy 367m
  • Sprzęt Szarak
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tour de Miedwie +

Wtorek, 27 stycznia 2015 · dodano: 27.01.2015 | Komentarze 2

Korzystając z wolnego i braku obowiązków w końcu objechałem Miedwie, po raz pierwszy w tym roku. Nie zniechęciła mnie aura. Mimo, że drogi były mokre po całonocnych opadach deszczu ze śniegiem, było zimno i wiało. Dość sprawnie przemieściłem się do Pyrzyc. Byłem zaskoczony bardzo dużym ruchem pojazdów, ciężarówek jeździło co nie miara. Czułem się jak na DK10. Zachodni wiatr zbytnio nie przeszkadzał. Na przejeździe kolejowym w Pyrzycach usunięto znak STOP, czyżby pierwsze oznaki likwidacji linii kolejowej?



Znak STOP zniknął również na przejeździe pomiędzy Obrytą a Okunicą. Po wjechaniu na "starą" DK3 wiatr zaczął utrudniać jazdę. Samochodów było jeszcze więcej, na szczęście sytuację ratowało pobocze.



Tempo trochę spadło, zaczynałem się przegrzewać. "Forumowa" bluza pod kurtką nie należy do najlepiej oddychających. Dobrze, że miałem na sobie koszulkę z merynosem. Mimo przepocenia grzała bardzo dobrze. Przed dojazdem do Starego Czarnowa zaliczyłęm jeden z dwóch "poważnych" podjazdów na trasie. 



Całe 800 m i ok. 3%. W samej miejscowości zrobiłem "selfie" ze stacją Orlenu w tle. Pewnego razu Wąski z Michussem za nic nie chcieli stamtąd wyjść, żeby ruszyć w dalszą drogę kiedy robiliśmy przelot z Koła.



Po zjeździe w kierunku Kołbacza wiatr przestał przeszkadzać. Nie zatrzymując się uwieczniłem na zdjęciu jeden z ciekawszych zabytków z naszej okolicy.


Za moment "atakowałem" już hopkę treningową, jednak z braku czasu skończyło się na jednym przejeździe.



Za szczytem wzniesienia wyprzedził mnie ciągnik. Gnał ponad 45km/h. Skorzystałem z podwózki. Chciałem także uwiecznić go na zdjęciu. Przez zabawę z wyciąganiem telefonu odjechał mi i tyle go widziałem :-(



Mijając Miedwie postanowiłem, że pojadę do domu przez Skalin, zawsze to kilka km więcej. Przy okazji zaliczyłem mekkę szosowych masochistów w Kunowie. Trudno o gorszy asfalt w okolicy.



Do tego momentu nogi były w miarę czyste. Wystarczył przejazd przez Kunowo, żeby juz pod domem nogi wyglądały tak:



Jednak w porównaniu do Szaraka to i tak nie wyglądało to źle. Pierwszy raz zrobiło mi się żal mojej szosówki. Żeby zabić wyrzuty obficie zlałem go wodą i resztki błota usunąłem szczotką. Łańcuch potraktowałem zielonym FL. Myślę, że Szarak dojdzie wyjdzie z tego i będzie gotowy na kolejny raz.
Wracając do nóg. Ochraniacze nie dopuściły do ubłocenia butów. Mimo, że wszystko było przesiąknięte wodą to stopy pozostały suche.  Skarpety ponownie dały radę.
Na trasie zjadłem tylko jednego batona i wypiłem 150ml wody mineralnej.





  • DST 86.47km
  • Czas 03:13
  • VAVG 26.88km/h
  • VMAX 41.00km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • HRmax 167 ( 92%)
  • HRavg 137 ( 75%)
  • Kalorie 2137kcal
  • Sprzęt Szarak
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szczecin

Piątek, 16 stycznia 2015 · dodano: 17.01.2015 | Komentarze 3

Wypad do Szczecina w sprawach służbowych.
W drodze do pojechałem przez Wielgowo, ul. Tczewska do Dąbia i dalej DDR do centrum. Trochę obawiałem się dużego ruchu i korków co w połączeniu z ograniczoną widocznością mogło stwarzać zbyt duże niebezpieczeństwo dla rowerzysty. Dojeżdżając do Mostu Pionierów widziałem, że cały dojazd do centrum to jeden wielki korek.
Droga powrotna to walka z czasem, dlatego pojechałem możliwie najkrótszą trasa zaliczając przejazd ul. Struga. Jak zwykle prawy pas był pusty i robił za ekspresową DDR. 
Ujechałem się bardzo, bo dzień wcześniej katowałem nogi ciężarami. Na Szaraku ciśniecie na pedały przychodzi z dużą łatwością dlatego mimo zmęczenia jechałem szybciej niż powinienem. Da dwupasmówce wspierały mnie ciężarówki, które przejeżdżając obok tworzyły zawirowania powietrza pchające mnie w kierunku Stargardu.



Po całej jeździe czuję słabość w nogach. Nawet nie to, że są "drewniane", po prostu ze zmęczenia są zwiotczałe. Objeżdżając jutro Miedwie muszę jechać na pełnym relaksie. Poza tym trzeba lepiej dobrać strój, bo w czasie jazdy do Szczecina zwyczajnie byłem ubrany źle i się przegrzałem.
Od jakiegoś czasu jeżdżę znowu z plecakiem. Trzeba się przyzwyczajać, bo na dłuższych trasach będzie moim nieodłącznym towarzyszem. Do kompletu brakuje mi jeszcze dużej podsiodłówki, np repack.




  • DST 47.16km
  • Czas 01:55
  • VAVG 24.61km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • HRmax 160 ( 88%)
  • HRavg 127 ( 70%)
  • Kalorie 1270kcal
  • Sprzęt Szarak
  • Aktywność Jazda na rowerze

"Magiczna górka"

Sobota, 10 stycznia 2015 · dodano: 10.01.2015 | Komentarze 15

Miałem dzisiaj potrenować trochę na hopce koło Kołbacza ( 500m, ok. 4%) i przetestować skarpety w mokrym środowisku. To drugie się udało, ale podjazdy musiałem sobie odpuścić z powodu niesprzyjającej aury :-(
Do hopki dotarłem najkrótszą drogą jadąc przez miasto i dalej Zieleniewo, Kobylankę i Bielkowo. Cały czas zmagałem się z wiatrem, walcząc głównie o utrzymanie równowagi. Siła wiatru swoje apogeum osiągnęła kiedy dotarłem do szczyt drumlina za Bielkowem. Ledwo dało radę jechać ponad 10km/h. Na dodatek przydrożne drzewa złowrogo pochylały się pod naporem wiatru i na szosie leżało bardzo dużo gałęzi. Większość drogi pokonałem zerkając cały czas do góry patrząc czy coś nie leci mi na głowę.
Po dotarciu do hopki okazało się, że więcej siły musiałem włożyć, żeby znaleźć się u jej podnóża, niż jadąc do jej szczytu. Wiatr był tak silny, że jadąc w dół musiałem pedałować, bo inaczej zatrzymywałem się. Natomiast pod górę bez problemu wjeżdżałem jadąc 25-30km/h. Odniosłem wrażenie, że wiatr był na tyle silny, że pewnie mógłby "wciągnąć" mnie na górę bez naciskania na pedały.



Po trzech takich bezsensownych podjazdach uznałem taki trening za bezsens, dałem za wygraną i pchany potężnymi podmuchami wiatru pognałem do domu jadąc przez Jęczydół. Cały czas zerkałem do góry obawiając się spadających gałęzi.
Skarpety zaliczyły swój pierwszy mokry test śpiewająco. Mimo, że buty były całe mokre i ociekały wodą i błotem to stopy były suche i odczuwałem komfort termiczny. Do pełni szczęścia brakuje mi jeszcze upatrzonych spodni Endura Helium 3/4. Na razie są poza moim zasięgiem , ale przed GMRDP muszą być moje ;-)
Dzisiaj spotkałem tylko 2 rowerzystów, aura była wyjątkowo niesprzyjająca :-(




  • DST 52.71km
  • Czas 02:07
  • VAVG 24.90km/h
  • Temperatura -2.0°C
  • HRmax 170 ( 93%)
  • HRavg 133 ( 73%)
  • Kalorie 1396kcal
  • Sprzęt Szarak
  • Aktywność Jazda na rowerze

Niedźwiedź

Wtorek, 6 stycznia 2015 · dodano: 06.01.2015 | Komentarze 9

Ciąg dalszy jazd zgrywających jeźdźca i maszynę. Wyruszyłem w kierunku Nieźdwiedzia jadąc DDR obok Bridgestone i dalej przez Golczewo I Giżynek. DDR była pusta. Wydawało mi się, że nikogo na rowerze dzisiaj nie spotkam, ale później okazało się, jak bardzo się myliłem.



Wyjeżdżając z miasta ul. Sczecińską skorzystałem z usunięcia znaku zakazu ruchu rowerów i do ronda dojechałem jezdnią. Na zdjęciu poniżej nowe sygnalizatory umożliwiające od niedawna bezkolizyjny wjazd w lewo na ul. Szczecińska z Garażowej. 



Po kilku minutach zamajaczyła mi w oddali grupka rowerzystów. Szybko dojechałem do nich, ale nie sposób było ich wyprzedzić, bo co rusz z naprzeciwka ktoś jechał lub biegł. Poza tym panowie jechali całą szerokością DDR.



W końcu wydobyłem z torebki dzwonek, którego nijak nie mogę zamontować do Szaraka, umieściłem go na palcu wskazującym i posiłkując się tą niecodzienna biżuterią dodając nieśmiałe przepraszam przedarłem się do przodu.



Wracając z Niedźwiedzia, już w Motańcu spotkałem się z panami ponownie. Jechali w przeciwnym kierunku. W Kobylance skręciłem na Bielkowo, a stamtąd ruszyłem w kierunku Jęczydołu. Zła nawierzchnia w tej miejscowości ukazał ponownie świetne właściwości tłumiące Szaraka. Jazda była naprawdę komfortowa. Dało się zwłaszcza odczuć z tyłu. Z przodu jedynym ulepszeniem byłby chyba amortyzator. Być może karbonowa rama zrobiłaby jeszcze jakąś różnicę na plus, ale tego się raczej szybko nie dowiem.
W Zieleniewie wyprzedziła mnie grupka na MTB i crosach. Zdrowy rozsądek diabli wzieli i mimo, że pulsometr alarmował zbyt forsowną jazdę jechałem za nimi aż do Stargardu. Jednym z nich był kolega na Kellysie, którego poznałem podczas noworocznej jazdy. To ten na końcu w granatowo-żółtej kurtce. 



Panowie wjeżdżając do miasta trochę przesadzili ignorując dwukrotnie czerwone światło. Za pierwszym razem omal nie potrącił ich samochód wyjeżdżający z Garażowej. Za drugim razem to było "tylko" czerwone na przejściu dla pieszych. Między innymi dlatego nie chcę jeździć w grupach. Nie czuję się bezpiecznie, kiedy ktoś ma poczucie własnej wyższości na drodze - a może to tylko płytka wyobraźnia?
Jechałem ubrany dość ciepło. Miałem zamiar jechać dość wolno, żeby dać odpocząć nogom po "pakerni". Poza tym chciałem po drodze dokonać kilku zmian ustawień, ale w ostatecznym rozrachunku nie chciało mi się zatrzymywać i zmianę ustawienia m.in. siodełka zrobię w garażu. 
Zgrzałem się dość mocno, głównie za sprawą jazdy pomiędzy Zieleniewem, a Stargardem. Muszę bardziej się pilnować i nie gnać za kimś jak psiak za piłką. Dyscyplina najważniejsza ;-)
Z Szarakiem zaczynamy tworzyć zgrana parę. Dzisiaj już nie odczuwałem prawie żadnych dolegliwości bólowych w dłoniach. Wydaje mi się, że siodełko jest lekko pochylone do przodu dlatego się z niego zsuwałem. Być może stąd te bóle dłoni.
W czasie jazdy nic nie piłem, ani nic nie przekąsiłem.