Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi 4gotten z miasteczka Stargard. Mam przejechane 30581.47 kilometrów w tym 199.70 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.86 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 45672 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy 4gotten.bikestats.pl
  • DST 307.30km
  • Czas 11:40
  • VAVG 26.34km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 161 ( 88%)
  • HRavg 132 ( 72%)
  • Kalorie 7341kcal
  • Podjazdy 1457m
  • Sprzęt Szarak
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szczepienie

Poniedziałek, 11 maja 2015 · dodano: 11.05.2015 | Komentarze 10

Służbowy wyjazd na szczepienie do Wałcza. Powrót nieco dłuższy. Przez brak rozeznania trasy zaliczyłem tragiczne nawierzchnie pomiędzy Trzcianką, a Drezdenkiem: dziury, zniszczone płyty betonowe, bruk i to wszytko nie na jakis podrzędnych drogach tylko trasach wojewódzkich :-( Przejazd okupiony pękniętą szprychą, pierwszą w moim życiu, prędzej przebolałbym złamanie ręki niż kontuzję roweru ;-) Żeby była równowaga to barkowi też się dostało, ale to głównie przez szczepionkę.Czas przejazdu musiałem wziąć z licznika, bo Strava i RwGPS zaciągają czas brutto.

W drogę wyruszyłem wcześnie rano, coś około 04:30. Chciałem uniknąć dużego natężenia ruchu i to mi się udało. Do samego Wałcza wyprzedziła mnie znikoma ilość pojazdów. Z powodu chłodu, termometr pokazywał coś ok. 0 stopni, musiałem jechać w zimowych ciuchach, które później targałem w plecaku.
Po przyjęciu 4 szczepionek, po dwie na każde ramię, chciałem coś zjeść przed wyruszeniem w dalszą drogę. Niestety, kantyna w firmie była zamknięta, a próby kupienia kilku drożdżówek po drodze w Wałczu spełzły na niczym. Na poszukiwania prowiantu straciłem niepotrzebnie sporo czasu. Z Wałcza wyjechałęm drogą wojewódzką w kierunku Trzcianki. Widoki były jak wszędzie, nie chciało mi się nawet zbytnio robić zdjęć. Poniżej na trasie gdzieś przed Gostomią.



W tej miejscowości udało mi się kupić drożdżówkę. Była to jedyna sztuka jaka ostała się w sklepie. Dalsza droga do Trzcianki upłynęła na podziwianiu okoliczności przyrody. Asfalt w wielu miejscach był całkiem niezły, a dokoła tylko las i ja na długich prostych.



Za Trzcianką nawierzchnia się pogarsza. Daje się w miarę jechać, dwa ostatnie wyjazdy pokonuje z niższym niz zazwyczaj ciśnieniem w oponach zamiast 7,5/8 bar stosuję 6/6,5 i to daje zauważalne efekty. Rower mniej podskakuje, jazda po asfalcie jest płynniejsza i nie zauważam zwiększonych oporów toczenia. Jest wręcz lepiej. Mimo tego niewiele pomaga to na brukach lub takiej nawierzchni, którą musiałem pokonać dość spory dystans pomiędzy skrzyżowaniem dróg 180 i 309 oraz 180 i 177, gdzie w końcu skończyła się moja katorga na tych płytach.



Jedzie mi się coraz gorzej. Zaczynają boleć mnie ramiona, zwłaszcza prawe, gdzie przyjąłem szczepionkę, która była bolesna juz w trakcie podawania. Staram się masować w trakcie jazdy, ale nie jest to proste, w międzyczasie muszę mocno trzymać kierownicę i omijać dziury. Daję sobie chwilę wytchnienia w Hucie Szklanej. W sklepie zaopatruję się w pyszne owocowe drożdżówki i dokłądam dwie kanapki. Sa pyszne, jedną pochłaniam od razu. Masuję się i rozlewam picie do bidonów. Dalsza droga do Strzelec Krajeńskich bardzo zła, boli mnie bark, nawierzchnia się pogarsza. Kilka fotek z tego odcinka.





Gdzieś za Drezdenkiem "drogowcy" załatali dziury w jezdni lepikiem z gresem. Ten na potegę przylepia się i wbija w opony. Co jakiś cza zatrzymuję się i oczyszczam je z kamyczków. Wierze w pancerność moich gum, ale są już dość wiekowe i w końcu mogą zacząć się poddawać. Przy kolejnej operacji oczyszczaniem zauważam bicie obręczy z tyłu. Okzała się, że pękła mi szprycha. Nawet nie wiedziałęm kiedy to się stało, ale po części wyjaśniła się przyczyna cięzszej jazdy. Obręcz ocierała o klocki, przy zakręceniu stawała blokując się na hamulcu. Nigdy wcześniej nie miałem takiego przypadku i nie wiem co robić: wyciągać szprychę, cos luzować itp? W końcu z braku czasu i pomysłu zawijam ją na innej i ostrożnie ruszam do przodu.



Szybko jednak zapominam o awarii i staram się wyrobić plan minimum, czyli dotrzeć do domu przed 18:30. Po drodze zajeżdżam w Barlinku na Orlen. Dokupuję izotonik, wciągam drożdżówkę i kanapkę. Dodatkowo wspomagam się magnezowym shotem. Zamierzam trochę przyśpieszyć. Dobre asfalty i korzystny wiatr mają mnie w tym wspierać. 



Od Barlinka do samego domu jedzie się wybornie. Super asfalt, szerokie pobocze na starej DK 3 i wiatr niemalże w plecy pozwalają na szybszą jazdę. Wjazd do Pyrzyc to zawsze mój ulubiony fragment trasy, jest lekko w dół,a dzisiaj dodatkowo wspomaga mnie wiatr. Osiągnięcie ponad 40km/h to nie problem.



Nawet nie wiem kiedy przejeżdżam przez miasteczko. Gdzieś po drodze uwieczniam pole rzepaku, chyba fotograficzny standard każdego cyklisty o tej porze roku ;-)



Na końcówce trasy zaczynam słabnąć. Prędkość spada poniżej 30km/h, barku już prawie nie czuję. W Obrytej słuszę za mną narastający huk toczących się opon. To jeden z mega ciągników na baloniastych opoanach mknie asfaltem. Kilka razy próbowałem zabrać się za takim, ale zazwyczaj jechały grubo ponad 50km/h. Kiedy mnie wyprzedza rozpędzam się i siadam mu na ... opryskiwacz ;-) Okazuje się, że z jego powodu ciągnik nie  może jechać szybciej niż 40/h. Oczywiście to teoria, bo czasem jedzie ok. 45 na godzinę. To był niesamite doświadczenie. Jazda bez wysiłku przy sporej prędkości. Muiiałem tylko uważać, żeby nie wypaść z tunelu, bo wtedy nie odrobiłbym nawet kilkumetrowego dystansu. Okazuje się, że "traktorzysta" mknie w ten sposób aż do samego Stargardu. Odłączam sie od niego przy moim osiedlu. Dzięki niemu prędkość średnia z całej trasy wrasta z 25,8 do pnad 26km/h. Cóż, doktor nie chciał podzielić się dzisiaj adrenaliną z gabloty to musiałem znaleźć inne rozwiązanie.



Przejazd trochę spontaniczny. Planowałem zaliczyć 300km, ale nie wtakich oklicznościach, ale jak się nadarzyła taka okazja to w weekend mogłem zostać w domu. Jazcda nie należała do łatwych i przyjemnych z dwóch powodów: obolałego po szczepieni barku i tragicznej miejscami nawierzchni. No ale nie zawsze będzie "lajtowo" ;-)
W czasie jazdy zjadłem 3,5 banana, 3 drozdżówki, dwie bułki, 2 batony, 1 chałwę. Wypiłem 1 litr wody i 1,5 litra izotoników. Wspomogłem sie shotem magnezowym i małą puszką Oshee z tymże mierałem wzbogaconym jkimis witaminami.
Nie mogę odżałować pękniętej szprychy. W panice zamierzam nawet na nowo złożyć koło, żeby mnie pewność, że sytuacja się nie powtórzy.

Czas brutto: 13:53
Czas netto: 11:40

STRAVA





Komentarze
Walery
| 10:25 wtorek, 12 maja 2015 | linkuj Heh... Spontany są najfajniejsze :) No i stara trójka, która i Tobie się podoba :) To obecnie rewelacyjna droga rowerowa, może za wyjątkiem chwil gdy na nowej S3 jest jakiś wypadek ;) Gratki.
4gotten
| 10:07 wtorek, 12 maja 2015 | linkuj Nie musiałem hamować, choć dłonie miałem cały czas na klamkach. Traktorzysta wchodził w zakręty jak bolidem F1, czasem nawet zahaczając pobocze ;-)
dodoelk
| 08:25 wtorek, 12 maja 2015 | linkuj fajnie się jedzie za takim traktorem - więcej hamowania niż kręcenia :)
4gotten
| 06:14 wtorek, 12 maja 2015 | linkuj Dopiero się rozgrzewam...chyba :-) Plany na maj mam dość ambitne.
James77
| 06:02 wtorek, 12 maja 2015 | linkuj Słuszny dystans - nawet na BBtourowca. :)
Jarro
| 20:29 poniedziałek, 11 maja 2015 | linkuj Przeciw cyklozie Cię przypadkiem zaszczepili :)? Kurcze 300 tak sobie ciachnięte przy okazji....Masz zdrowie.
4gotten
| 18:25 poniedziałek, 11 maja 2015 | linkuj Fotki jakieś mam, ale ogólnie była maskaryczna nuda. Odcinek wielkopolkso-lubuski podsumowując był płaski, dziurawy, nudny, prosty i wietrzny. Ledwo go przeżyłem ;-)
strus
| 17:57 poniedziałek, 11 maja 2015 | linkuj Daniel taki dystans i bez żadnej fotki? Ale kolejne gratulacje za dystans.
4gotten
| 17:54 poniedziałek, 11 maja 2015 | linkuj Nie, przeciw cholerzę mnie nie szczepili, ale przyjałem chyba wszystkie inne;-)
michuss
| 17:47 poniedziałek, 11 maja 2015 | linkuj O cholera jasna... ;)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!