Info

Suma podjazdów to 45672 metrów.
Więcej o mnie.

Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2015, Październik3 - 0
- 2015, Wrzesień3 - 0
- 2015, Sierpień4 - 1
- 2015, Lipiec10 - 18
- 2015, Czerwiec5 - 14
- 2015, Maj15 - 29
- 2015, Kwiecień9 - 43
- 2015, Marzec13 - 58
- 2015, Luty7 - 31
- 2015, Styczeń6 - 33
- 2014, Grudzień3 - 11
- 2014, Październik4 - 10
- 2014, Wrzesień9 - 17
- 2014, Sierpień12 - 73
- 2014, Lipiec15 - 25
- 2014, Czerwiec14 - 18
- 2014, Maj20 - 66
- 2014, Kwiecień23 - 41
- 2014, Marzec17 - 30
- 2014, Luty16 - 59
- 2014, Styczeń29 - 24
- 2013, Grudzień7 - 3
- 2013, Listopad9 - 5
- 2013, Październik9 - 8
- 2013, Wrzesień11 - 20
- 2013, Sierpień15 - 32
- 2013, Lipiec18 - 20
- 2013, Czerwiec10 - 12
- 2013, Maj13 - 16
- 2013, Kwiecień10 - 7
- 2013, Marzec2 - 2
- 2013, Luty3 - 5
- 2012, Listopad1 - 1
- 2012, Październik5 - 10
- 2012, Wrzesień11 - 30
- 2012, Sierpień15 - 24
- 2012, Lipiec14 - 2
- 2012, Czerwiec7 - 6
- 2012, Maj7 - 6
- 2012, Kwiecień5 - 6
- 2012, Marzec16 - 12
- 2012, Luty4 - 3
- 2012, Styczeń2 - 5
- 2011, Grudzień3 - 0
- 2011, Listopad8 - 9
- 2011, Październik6 - 0
- 2011, Wrzesień4 - 0
- 2011, Sierpień10 - 0
- 2011, Lipiec22 - 14
- 2011, Czerwiec10 - 0
- 2011, Maj1 - 0
- 2010, Sierpień7 - 0
- 2010, Lipiec13 - 0
- DST 100.37km
- Czas 03:45
- VAVG 26.77km/h
- VMAX 45.62km/h
- Temperatura 3.0°C
- HRmax 198 (109%)
- HRavg 139 ( 76%)
- Kalorie 2661kcal
- Podjazdy 441m
- Sprzęt Szarak
- Aktywność Jazda na rowerze
Renice
Niedziela, 1 marca 2015 · dodano: 01.03.2015 | Komentarze 6
Zakup etrexa w Gorzowie nie wypalił, bo nie udało mi się zgrać ze sprzedającym odnośnie godziny spotkania. W sumie wyszło mi to na dobre, przy dzisiejszej pogodzie zajechałbym się zanim dotarłbym do Gorzowa. Poza tym mogłem kupić rzeczy, któe są również na mojej liście, a które są potrzebniejsze na dłuższe wypady t.j. lemondka i dzownek, który będę w końcu mógł zamontować do Szaraka. Po wczorajszej obsłudze przed dzisiejszą jazdą okazało się również, że tylna obręcz jest już mocno zajechana. W ogóle nie kontrolowałem zużycia i nie wiem nawet kiedy zniknęły znaczniki oznaczajace zbliżający się koniec obręczy. Na ddoatek na rancie jest wyczywalna wklęsłość, którą pewnie powiększa wygięcie ścianki spowodowane naporem opony. Tak że na listę trafiła nowa. Spróbuję kupić taką samą, choć jest kłopot z dostępnością, DT RR415 ciężko kupić, za to nie problemu z jej następcą RR440. Co prawda jest trochę cięższa, oferując za to w zamian powiększoną szerokość i podwyższony o 20kg limit wagi rowerzysty, z 90 do 110. Nie powinno być tez problemu z przeplotem nowej obręczy bo jest tylko o 0,2mm wyższa niż RR415. Szprychy powinne podpasować.
Dzisiejszy wypad zaplanowałem specjalnie pod prognozy. Pojechałem do Renic, na południe, żeby później wrócić do domu z wiatrem, który miał się wzmagać im bliżej było do południa. Wszytko wyszło tak jak chciałem.
Wyruszyłem z domu ok. 07:30. Od razu oberwałem silnym wmordewindem i tak było aż do celu. Cały czas pod wiatr. Flagi przy wyjeździe z Pyrzyc mocno furkotały.
Od samego początku nie zamierzałem walczyć z wiatrem. Jechałem spokojnie oszczedzając siły na powrót, bo miało się dziać. Za Pyrzycami zrobiłem sobie sikstop przy wiacie przystankowej. Podjadłem, popiłem i pojechałem dalej.
Dojeżdżając do Lipian postanowiłem przetestować Szaraka na kostce brukowej. Rower zdał test wyśmienicie. Jechało się o wiele lepiej niż na Speederze. Pedałowanie było płynne, a lekkie wstrząsy przenosiły sie tylko na ręce. Bezproblemowo dojechałem do Renic i zajechałem do Autoportu. Trasa zajęła mi ponad 2h i 15min nie licząc ok. 15 min przerwy. Średnia nie powalała, było coś ok. 22km/h, ale to nic. Tętno średnie wyniosło 126.
Zamówiłem sobie herbatę i szarlotkę i zmarudziłem tak prawie pół godziny czekając na pogorszenie się aury, zwłaszcza silniejszy wiatr, który w drodze powrotnej miał byc moim sprzymierzeńcem. W relaksie przeszkadzał mi wszechobecny zapach przepalonego oleju wypełniający całe wnętrze.
Przed startem wkierunku Stargardu pochłonąłem jeszcze cała chałwę. Dobrze wspominam te łakocie z PK za Rzeszowem. Poprawiły mi wtedy nastrój i dały sporo enegii na końcówkę.
I w istocie wiatr był ze mną :-D Kiedy niebo zaciągnęło się chmurami ja gnałem już w kierunku domu niesiony mocnymi podmuchami. Kuriozalne było to, że kiedy łapałem kierownicę w górnym chwycie to prędkość wzrastała. Tak to jest jak plecy robią z żagiel ;-) Mimo napinki był czas na kilka fotek. Poniżej wesołe głazy przy "starej" DK 3 za Mielęcinem.
Przez większość drogi do Stargardu prędkość oscylowała w okolicach 40km/h. To się nazywa prędkość przelotowa. Przy wjeździe do Pyrzyc było lekko z górki dlatego był nawet szybciej.
W Pyrzycach czekał mnie przykry obowiązek. Musiałem pokonać je jadąc częściowo po czymś co jest niby DDR.
Po kilku minutach Pyrzyce były tylko przykrym wspomnieniem. NIe zwlaniając tempa gnałem w kierunku domu. Przeholowałem trochę w wąwozie. Przeceniłem swoje możliwości, na dodatek wiatr mnie tam nie wspomagał. Skończyło się tętnem pod 200 i odcięciem. Doszedłem do siebie na przejeździe kolejowym. Od razu wróciły wspomnienia z BBT kiedy przegiąłem od startu gnając z Hipkami. Tak samo jak wtedy pulsometr pipczał cały czas, a tętno szalało. Na szczęście ttym razem miałem ok. 15km do domu i się nie oszczędzałem. Humor popsuł mi na chwilę palant w SUV-ie Peugota, który wyprzedzając omal nie zmiótł mnie z drogi. Puściłem w jego kierunku wiązankę h..ów, ku..ew i innych najgorszych. Okazało się, że zatrzymał się kilkaset metrów dalej w Kluczewie. Nie wiedziałem jednak co miałbym mu zrobić, może będzie okazja przeprowadzić z nim pogadnakę kiedy indziej. Bardziej zależało mi, żeby zdążyć do domu do godz. 12:00. Mimo wszytko zrobiłem w przelocie zdjęcie auta palanta.
Na koniec tradycyjnie już fotka przy cukierniczce. Jazda się udała to i humor dopisywał.
Pod domem zameldowałem się niecałe 90 minut od wyjazdu z Renic. Średnia wyszła przednia, choć była okupiona sporym wysiłkiem. Dzień wcześniej myślałem, żeby skoczyć może do Świnoujścia, ale doszedłem do wniosku, że byłoby za blisko i nie opłacało się wydawać kasy na powrotny pociąg. Gdyby tak Bornholm miał połączeniem z lądem ;-)
Droga powrotna to średnia ok. 34km/h i zawdzięczam ją wiatrowi. Nie wiem jak można tak gnać w normalnych warunkach, choć jak mnie pamięć nie myli to na BBT pierwsze 120km było tylko trochę wolniejsze ;-)
Wypiłem 0,7 l wody i jedną herbatę.
Zjadłem musli z sokiem (to w domu przed wyjazdem), paczkę sezamków, szarlotkę i chałwę (100g). W sumie nie aż tak dużo. To po części tłumaczy wilczy apetyt, który ogarnął mnie w domu ;-)
Z braku navi i z powodu niedziałjącego ST muszę się posiłkować mapką z RWGps.
Komentarze
O obręczy to mi nic nie mów. Nie miałem nawyku jej kontrolowania i ostatnio, podczas serwisowania napędu okazało się, że jest w kilku miejscach, przy nyplach, popękana... Aż strach myśleć bo by to mogło być na jakiejś dłuższej trasie albo dojeździe do pracy na rano... ;)